Tam gdzie pieprz i wanilia rosną. Spacer w tajemniczym ogrodzie przypraw na Zanzibarze
Dziś zapraszamy na spacer po tajemniczym ogrodzie przypraw na Zanzibarze. Dlaczego tajemniczym? Dlatego, że dla nas ludzi z Zachodu, przyprawy to proszek, kulki i inne abstrakcyjne formy, które można znaleźć w markecie na półce w mniej lub bardziej kolorowej torebce. Mało kto wie jak te (dla nas) egzotyczne rośliny rosną, jak wyglądają i chyba mało kto zadaje sobie takie pytania. A pomyśleć, że jeszcze całkiem niedawno przyprawy zmieniały bieg historii świata! Niesamowite… Ale i dziś każdy kto lubi gotować zna dobrze ich nioecenioną wartość. Co to za gotowanie bez przypraw? Jeśli jesteście ciekawi i macie ochotę zerknąć jak przyprawy rosną i jak to wygląda w naturze? To zapraszamy!
Ogród przypraw, czyli tzw. Spice Farms to jedne z moich ulubionych punktów programu w podróży. Gdy tylko się dowiem, że coś takiego znajduje się w kraju, do którego lecimy, to nie ma przebacz i jedziemy. Byliśmy w takich miejscach na Zanzibarze, w Malezji, w Indiach i chyba jeszcze gdzieś… Ten temat nigdy mi się nie nudzi (nie wiem jak Wilk, ale jeszcze nie protestuje ? ). Dla laika pewnie wszędzie jest to samo, ale dla mnie zawsze jest ciekawie. Nie wszystkie rośliny się powtarzają, są lokalne różnice, różne pory roku, więc raz kwitnie to, a raz owocuje tamto.
Na Zanzibarze na przykład, nie załapaliśmy się na porę goździków! A to właśnie goździki są dobrem narodowym i flagowym produktem Zanzibaru! Ten archipelag z nich słynie, a większość światowej produkcji goździków pochodzi z Zanzibaru (a konkretnie z wyspy Pemby).
Co się odwlecze to nie uciecze. Mam już zapisane, że następnym razem wbijamy w porę goździkową i płyniemy na Pembę! Jeszcze będę się przechadzać po goździkowych gajach ?
Tangawizi Spice Farm
Nasz spacer po ogrodzie przypraw udało nam się zgrabnie połączyć w pakiet 3 w 1 z dwoma innymi atrakcjami. Mieliśmy indywidualny program który naszykowała dla nas Shara z Tangawizi Bistro. Dzięki temu zaoszczędziliśmy pieniądze i co najważniejsze czas.
Nasz dzień z Sharą rozpoczęliśmy wizytą i zakupami na Targu Darajani . Następnie pojechaliśmy wszyscy naszym wynajętym autem na Tangawizi Spice Farm, gdzie my buszowaliśmy z przewodnikami po ogrodzie, a Shara tymczasem szykowała naszą polową kuchnię. Ostatnim atrakcją tego dnia była lekcja gotowania potraw kuchni swahili w wersji wegańskiej!
Warto w tym miejscu wspomnieć, że takie miejsca i atrakcje warto wspierać i brać w nich udział. Shara akurat wpadła na pomysł lekcji gotowania i założenia przy wiosce farmy przypraw. Dzięki temu, jako turyści możemy wesprzeć taką inicjatywę oraz lokalną społeczność dając jej po prostu w ten sposób zatrudnienie. Dodatkowo, jest to działalność ekologiczna, więc tym bardziej wspieramy.
Na Spice Farm ludzie z wioski mają cały wachlarz prac: robota przy roślinach i prowadzeniu całego ogrodu, prace budowlane, przewodnicy, chłopaki, którzy plotą dla turystów naszyjniki i korony z liści palmowych, sprzedawcy przypraw. Nawet po naszym gotowaniu przychodziła dziewczyna z wioski zarobić i posprzątać po naszym gotowaniu, obierki szły dla zwierząt, a niedokończone przez nas jedzenie (a ugotowaliśmy naprawdę sporo!) zostało zabierane do zjedzenia. Nic się nie zmarnuje.
Widzieliśmy jak Shara uczciwie płaci ludziom, którzy z nami pracowali. Pieniądze, za zakupione przez nas przyprawy idą całkowicie do lokalnej społeczności. Tak mi się podoba i takie miejsca lubimy wspierać, a nie – najgorsze – np. pseudo mini zoo, czy inne fermy zwierząt, jak to jest popularne w wielu turystycznych miejscach.
Przyprawy z Zanzibaru
W trakcie naszego spaceru oglądaliśmy i smakowaliśmy przyprawy, ale nie tylko. Obejrzeliśmy imbir, kurkumę, gałkę muszkatołową, pieprz, wanilię, cynamon, trawę cytrynową, kawę, kakao, papaję, ananasy, a nawet… drzewo szminkowe (lipstick tree)! Tak, jest takie coś i faktycznie tak się o tej roślinie mówi! Lipstik tree, czyli po polsku Arnota właściwa, która nota bene jest źródłem pozyskiwania barwnika spożywczego zwanego annato. Pomalowaliśmy się wszyscy barwnikiem z drzewa szminkowego i z ubolewaniem stwierdzam, że na ciemnej skórze ten koralowy kolor (sam w sobie rewelacyjny) prezentuje się o wiele lepiej, niż na mojej bladej 😉
Nasi przewodnicy, a było ich dwóch, byli naprawdę bardzo weseli, mili i pomocni. Zresztą pisaliśmy już o tym wcześniej, że ludzie na Zanzibarze nas po prostu zaczarowali swoim pozytywnym nastawieniem do życia! Głupio, ale niestety nie pamiętamy ich imion… – nauczka, że w pewnym wieku trzeba już wszystko zapisywać! Chłopak w żółtej koszulce nam wszystko opowiadał i miał naprawdę dużą wiedzę o roślinach, a wiele rzeczy dopytywałam i zadawałam dużo szczegółowych pytań. Jego pomocnik z kolei dostarczał nam eksponaty, czyli zrywał liście, owoce i wykopywał korzenie.
Na koniec ja dostałam śliczną hibiskusową bransoletkę, a oboje zostaliśmy ukoronowani koronami z liści palmowych i ugoszczeni świeżym kokosem. Niektórzy mogą powiedzieć, że to zagrywki pod turystów, ale ja bardzo szanuję taką pracę. Wolę dać pieniążek chłopakowi, który uplecie z liścia palmowego bransoletkę, czy koronę niż np. zdrowej osobie, która żebrze, albo co gorsza wyłudza pieniądze, oszukuje, czy jakby miał kraść, handlować narkotykami itp. Na koniec spaceru kupiliśmy trochę kończących się przypraw do domu i wróciliśmy do Shary gotować.
The end
♥
Jak Wam się podobał spacer? których z tych roślin używacie w domu? 🙂 Dajcie znać w komentarzach na dole!
wesprzyj nas polubieniem na: facebook
obserwuj nas na: instagram
Miłego dnia! Lisia Kita
Wpisy o Zanzibarze, które mogą Cię zainteresować:
Zanzibar – jak tam jest i co robiliśmy, czyli życie w rytmie pole – pole i hakuna matata.
Stone Town, czyli miasto Zanzibar, na wyspie Zanzibar, na Archipelagu Zanzibar.
Wegański Zanzibar i lekcja gotowania z Sharą z Tangawizi Bistro