Stone Town, czyli miasto Zanzibar, na wyspie Zanzibar, na Archipelagu Zanzibar.
Stone Town, stara część miasta Zanzibar, czyli stolica wyspy Zanzibar i Archipelagu Zanzibar. Tak to naprawdę formalnie wygląda – Zanzibar leży na Zanzibarze na Zanzibarze! Miasto Zanzibar było naszym pierwszym i ostatnim miejscem pobytu na wyspie. Sporo pokręciliśmy się po starej części miasta, pogubiliśmy się w labiryncie uliczek i zaułków, pozwiedzaliśmy niektóre zabytki, znaleźliśmy ciekawe miejsca, myszkowaliśmy po sklepikach. Obowiązkowo odwiedziliśmy targ miejski i nocny food court, czyli stoiska z jedzeniem pod gwiazdami. W stolicy podczas naszego pobytu spędziliśmy w sumie tylko dwa pełne dni i dwa razy po pół dnia i zdecydowanie mamy ochotę na więcej! A o tym, co w ogóle robiliśmy na Zanzibarze przeczytacie we wpisie „Zanzibar – jak tam jest i co robiliśmy, czyli życie w rytmie pole – pole i hakuna matata”.
Zanzibar City, czyli Stone Town i Ng’ambo
Zanzibar City to największe miasto Zanzibaru i jego stolica. Zanzibar City leży na zachodnim brzegu wyspy, która jest największą i najbardziej zaludnioną wyspą archipelagu Zanzibarskiego.
Miasto dzieli się na dwie części: Stone Town i Ng’ambo, a obecnie granicę podziału wyznacza Creek Road, droga stworzona na miejscu zasypanego kanału. Obie części miasta są bardzo kontrastowe – Stone Town, czyli stara część miasta, która od 2000 roku znajduje się na liście światowego dziedzictwa UNESCO, ze swoimi klimatycznymi wąskimi uliczkami, zabytkowymi budynkami z niepowtarzalnymi pięknymi drzwiami, mocno odróżnia się od Ng’ambo, czyli dosłownie „drugiej strony”, gdzie dla odmiany spotykamy osiedla z wielkiej płyty zaprojektowane przez NRD – owskich architektów…
Zwiedzaliśmy bez żadnego konkretnego planu. Jedynym punktem obowiązkowym był targ miejski, a reszta to powolne plątanie się po zaułkach, niekoniecznie logicznym szlakiem, od czasu do czasu rzucając okiem na przewodnik. Pierwsze nasze kroki skierowaliśmy więc w stronę Darajani Market – ale o tym będzie osobny wpis 🙂
Targ Darajani – Darajani Market
Osobny wpis o targu znajdziecie tu: Targ Darajani, Zanzibar. Kolorowy zawrót głowy!
Zanzibarskie zabytkowe drzwi
Po drodze zachwycamy się wielkimi rzeźbionymi drzwiami obecnymi na każdym kroku w Stone Town. Olbrzymie, misternie rzeźbione drzwi są po prostu niesamowite. Każde drzwi są inne różnią się stylem dekoracji – arabskie, indyjskie, suahili. Indyjskie ozdobione są mosiężnymi ćwiekami, tu w Zanzibarze tylko w celach dekoracyjnych, w Indiach natomiast podobno służyły jako ochrona przeciw słoniom, drzwi arabskie są misternie rzeźbione, często z cytatami z Koranu, a drzwi w stylu suahili skromne bez fantazyjnych ozdób. W 1980 roku w Stone Town było jeszcze podobno 800 szt tych zabytkowych drzwi. Ich liczba niestety ciągle się zmniejsza, a to z powodu braku renowacji lub po prostu wykupywania ich przez kolekcjonerów.
Perskie łaźnie – Hammani Persian Bath
Mniej lub bardziej krętą drogą udaje nam się dotrzeć do Hamamni Persian Bath. To łaźnie zbudowane w latach 1870-1888 przez Sułtana Bargash bin Saida. Łaźnie te były przeznaczone do publicznego użytku dla zamożniejszych obywateli. Gdy dotarliśmy na miejsce, budynek był zamknięty, ale dzięki geocaching’owi i skrzynce dowiedzieliśmy się, że można poprosić o klucz w pobliskim sklepie z pamiątkami. Po zlokalizowaniu sklepu, rzeczywiście udało nam się zorganizować otwarcie budynku, a do tego w pakiecie dostaliśmy lokalnego przewodnika, który okazał się bardzo pomocny i zaprowadził nas w każdy zakamarek kompleksu wszystko dość wnikliwie objaśniając. Cała przyjemność kosztowała nas około 8$ za dwie osoby i pomimo, że budynek jest w fazie przygotowań do renowacji, to nasza rekomendacja brzmi – warto!
Stare Ambulatorium – Old Dispencary
Następnym naszym punktem było Stare Ambulatorium. Budynek zbudowany w latach 1887-1894 przez indyjskiego przedsiębiorcę, który oddał budynek na ambulatorium, dając również fundusze na leki i wyposażenie, jest jednym z chyba najładniejszych budynków w Stone Town. Jest też po pełnej renowacji – po budynku, w którym póki co mieszczą się biura, można się chodzić bez ograniczeń, wstęp darmowy.
Dom Cudów – Beit El Ajaib – House of Wonders
Kolejnym przystankiem był Beit El Ajaib, czyli House of Wonders. Ten zbudowany w 1883r budynek jako pierwszy na Zanzibarze miał energię elektryczną i jako pierwszy w Afryce wschodniej posiadał windę i stąd nazwa – Dom Cudów. Od 2000r. w środku mieści się Muzeum Historii i Kultury Zanzibaru.
My przemianowaliśmy budynek z House of Wonders na House of Horror… Budynek podobno przeszedł renowację, ale chyba było to mniej więcej wtedy, kiedy po świecie biegały jeszcze dinozaury 😉 Muzeum samo w sobie byłoby ciekawe, ale na ten moment wygląda na mocno opuszczone przedsięwzięcie. Panuje tam półmrok, na gablotach zalega imponująca warstwa kurzu, natykamy się na dziwne puste gabloty, niedokończone ekspozycje, spłowiałe zdjęcia, wytarte podpisy. Dodając to tego to, że kolosalny budynek zwiedzaliśmy praktycznie sami, myszkując po salach i piętrach, po pozarywanych schodach, z kurzem malowniczo unoszącym się gdy przechodziliśmy obok gablot to już wiecie dlaczego nazwaliśmy go House of Horror. Mimo to zdecydowanie polecamy – jest klimat. Chyba stajemy się koneserami zapyziałych muzeów, bo to nie pierwsze nasze i zapewne nie ostatnie, a chyba coraz większe mamy upodobanie do takich przybytków… Atrakcja ta kosztuje bodajże 4$/os.
Stary Fort – Old Fort
Tuż obok jest The Old Fort (Ngome Kongwe). Fort wybudowany pod koniec XVII w przez Omańczyków do obrony przed Portugalczykami. W sumie z fortu zostały głownie zewnętrzne mury, w obrębie których mieści się amfiteatr i turystyczny bazar – warto zobaczyć, ale tyłka nie urywa. Zwłaszcza opcja bazarku ze szmatami dla turystów. Za to zupełnie inaczej może tu być, gdy odbywają się koncerty w amfiteatrze.
Katedra Anglikańska – Anglican Catedral
Kolejnym miejscem, do którego się udaliśmy była Katedra Anglikańska postawiona w miejscu dawniejszego targu niewolników. Oprócz katedry znajduje się tam też pomnik niewolników z bardzo przejmującymi i sugestywnymi rzeźby. Obejrzeliśmy też bardzo dobrze przygotowaną i wstrząsającą wystawę o historii niewolnictwa, oraz cele, gdzie trzymano niewolników przed sprzedażą. Wyszliśmy kompletnie zaszokowani, choć temat wcale nie był nam obcy. Ciężko uwierzyć, że te rzeczy działy się tak niedawno…
Dom Tippu Tip’a – Tippu Tip House
Będąc jeszcze w temacie, poszliśmy zobaczyć dom Tippu Tip’a, czyli zabytkowy budynek należący do jednego z najpotężniejszych handlarzy niewolników. Tippu Tip, czyli Hamad’a bin Muhammad bin Juma bin Rajab el Murjebi’a żył w latach 1832-1905 i to przez jego ręce przewinęły się rzesze sprzedanych w niewolę ludzi z Afryki Centralnej i Wschodniej. Dom nie jest udostępniony do zwiedzania, jednak warto go obejść i podumać nad historią.
Ogrody Forodhani – Forodhani Gardens
W połowie dnia zrobiliśmy sobie przerwę na coś do jedzenia w knajpce znajdującej się nad brzegiem oceanu w Parku Forodhani – park to taka mała enklawa zieleni przy porcie zrewitalizowana w 2009r. Za dnia miejsce do spaceru i odpoczynku, a wieczorem…… Wieczorem wróciliśmy do Parku Forodhani który od 18 do 21.30 zmienia się w najpopularniejszy street food market. Kilkadziesiąt stoisk gdzie można zjeść różne pyszności, ale o tym będzie już we wpisie o jedzeniu – stay tuned!
Stone Town – klimatyczne uliczki i zaułki
O ile na początku i włóczyliśmy się zwiedzaliśmy, to ostatniego dnia przed wylotem już tylko plątaliśmy się wąskimi uliczkami Stone Town bez specjalnego celu, dla samej atmosfery miejsca, a jak nam coś wpadło w oko to kupowaliśmy pamiątki. Nasz pobyt na Zanzibarze symbolicznie zakończyliśmy wieczornym koncertem Dhow Countries Music Academy, czyli w budynku Akademii Muzycznej. Budynek sam w sobie jest bardzo ciekawy, a co czwartek organizowane są tam koncerty tradycyjnej muzyki Taarab. Wybraliśmy się – i było magicznie! Muzyków było dwa razy więcej, niż publiczności więc można powiedzieć, że praktycznie mieliśmy prywatny koncert!
Z przewodnikowych atrakcji odpuściliśmy:
Prison Island – postanowiliśmy ze zrobimy przed wylotem – nie zrobiliśmy – next time, żółwie czekają na nas 200lat poczekaj rok dłużejJ
Muzeum w Pałacu Sułtana. Przez to ze wszędzie są blaszane wielkie płoty ubzdurało nam się, że jest nieczynne. Choć w sumie nie mamy pewności, że było czynne?
Mercury House – to tylko sklep z pamiątkami z przyciągającą nazwą. Ani Freddie Mercury vel Farrokh Bulsara, ani Zanizbar nie przyznają się do siebie wzajemnie, więc bardzo ciężko znaleźć ślady Freddiego n Zanzibarze. My nie szukaliśmy, wspominam z kronikarskiego obowiązku. Rekomendacja – przejdź obok, może Freddie też tędy kiedyś przechodził 😉
Podsumowując! Według nas warto poświecić na Stone Town dwa pełne dni, powłóczyć się uliczkami, poczuć atmosferę miejsca, poobserwować miejscowych, opić się soku z trzciny cukrowej, zjeść coś dobrego. Przed przyjazdem naczytaliśmy się opinii, że są problemy z robieniem zdjęciami, że wieczorami może być niebezpiecznie itd. Zupełnie tego nie odczuliśmy – naszym zdaniem, wszystko jest kwestią otwartości, wzajemnego zrozumienia i wejścia w rytm miasta. Nawet sprzedawców i naganiaczy (zresztą wcale nie aż tak nienatarczywych) można przeżyć, wystarczy z uśmiechem odpowiedzieć, że dziękujemy już tam byliśmy – jakieś 1000 razy dziennie 😉
Miłego dnia! Wilk i Lisia Kita
Jak Wam się podoba wycieczka po Stone Town z nami? 🙂 Dajcie znać w komentarzach na dole! 🙂