Dziś recenzja knajpki „Korzenie” i kolejna odsłona z naszego weekendu w Łodzi. Znaleźliśmy w „Korzeniach” sporo smacznych rzeczy, a samo miejsce ze względu na klimat też jest warte polecenia i wizyty! To co? Wcinamy Korzenie? 🙂 Zobaczcie co dobrego zjedliśmy!
Miejsce, czyli korzenie historii.
Korzenie to na ten moment jedyna stricte wegańska knajpka w Łodzi. Jest jeszcze Niebostan, ale jest bardziej barem i o nim będzie w innym wpisie. Korzenie mieliśmy na liście od zeszłego roku, ale dopiero ostatnio udało się nam do nich dotrzeć i spróbować jedzenia.
Bistro to znajduje się w offowym kompleksie „Piotrkowska 217”. Kompleks ten to zabytkowe budynki pofabryczne dawnego kompleksu Odlewni Żelaza Józefa Johna. Trzeba przyznać, że to jest ogromny plus tego miejsca. Fajnie jadać w zabytku z historią… Lubię! Jest klimat! Ta przestrzeń jest też miejscem imprez kulturalnych, festiwali i zagłębiem knajpkowym. Tydzień po naszym pobycie odbył się tam Festiwal Street Foodowy – warto mieć na nich oko, przy planowaniu wypadu do Łodzi.


Korzenie już na wstępie zaskoczyły nas pozytywnie swoim rozmiarem. Większość wegańskich knajpek, w których ostatnimi czasy bywałam, to małe dziuple. Często nawet ciężko było upolować miejsce do siedzenia, a i wiele z nich to formuła prawie że fast – foodowa nastawiona na tryb wpadaj -> zjadaj -> spadaj, a nie na spokojne i nieśpieszne jedzenie.


Korzenie okazały się całkiem sporą knajpką – sporym pomieszczeniem z bardzo przyjemnym wystrojem. Opcja zamawiania dań przy kontuarze nadaje jej co prawda nieco stołówkowego klimatu, ale wielkość i przytulność wnętrza równoważy ten aspekt, więc nie jest to aż tak rażące. Wystrój wpisuje się w fabryczny klimat – ceglane ściany, drewniane stoły, tablice z nazwami ulic i lampy w klimacie industrialnym. Stłumione światło, przytulny nastrój i sporo stołów zachęcają do spokojnego jedzenia. To jest miejsce gdzie można umówić się na obiad ze znajomymi, albo na ploty z kumpelą i po skończonym jedzeniu posiedzieć jeszcze nad herbatą i deserem. No ale! Dekoracjami się nie najemy! Zamawiamy!
Co zjedliśmy w Korzeniach?
Na początek ważna informacja. W Korzeniach menu zmieniane jest co tydzień. Z założenia właścicielki co tydzień mają być dostępne trzy dania główne, zupa, jedno danie fast food i desery. Korzenie istnieją już około 1,5 roku i widzę, że wszystko się zgadza.
Zmienna karta to rewelacyjne posunięcie. Po pierwsze, jemy świeżo i sezonowo, po drugie nie znudzimy się pozycjami w menu, tylko będziemy częściej zaglądać co nowego, po trzecie sami kucharze też się nie będą nudzić gotując w kółko „to co zwykle”.
Z aktualnego w czasie naszej wizyty menu zamówiliśmy zupę dyniową, gryczane placuszki z czarnuszką i chilli z pesto z pieczonej papryki, rukolą, awokado i pomidorami, strogonoffa z boczniakami, ogórkiem, ziemniakami, pomidorami, żubrówką z kasza jaglaną i sałatką oraz jalapenoburgera.

Zupa dyniowa była przepyszna i niesamowicie kremowa. Kremowości zwykle zupom dyniowym nie brakuje, ale ta była wyjątkowo aksamitna. Osobiście jeszcze tylko skropiłabym ją sokiem z limony lub cytryny dla przełamania smaku i dałabym jakąś zieleninę na wierzch.
Placuszki gryczane były bardzo smaczne (mogłyby być nieco ostrzejsze, no ale to kwestia gustu). Pesto z pieczonej papryki miało głęboki i intensywny smak, a całość dopełniała świeża sałatka.
Strogonoff był chyba najmniej udany. Boczniaki były zbyt krótko gotowane, bo zdarzały się mocno gumowe kawałki. Niepotrzebnie też były takie duże. Gdyby pokroić je na mniejsze, łatwiej byłoby i je ugotować do miękkości i pogryźć. Sam sos też mnie nie przekonał, był okej, ale jakiś taki cienki i bez charakteru. Boczniaki same w sobie są dość delikatne w smaku, więc przydałaby im się mocniejsza oprawa.
Jalapenoburger był bardzo porządny. Solidna i chrupiąca buła, dobry kotlet, świeżutkie warzywa.

Oprócz tego wypiliśmy smoothie i herbatę z suszu malinowego w dzbanku. Obie pozycje w porządku.
Podsumowując. Ogólne wrażenia ze wszystkich dań, dajemy mocną czwórę. Bardzo porządne jedzenie, tylko własnie: takie dobre – poprawne. Troszkę za bardzo idzie to w klimat stołówki (co potęguje też wspomniane wcześniej zamawianie przy barze) przez balansowanie w bezpiecznych smakowo rejestrach. Troszkę w tych daniach brakuje mocniejszego charakteru, jakiegoś efektu wow, podkręcenia, kopa i dopieszczenia. Chlusta cytryny, oliwy i zieleniny w zupie, odważniejszego używania przypraw, odważniejszego sypnięcia chilli, listka mięty w koktajlu. Diabeł tkwi w szczegółach. Nie mniej jednak całokształt oceniamy zdecydowanie na plus. Najedliśmy się zacnie i mamy ochotę wrócić po jeszcze. A to znaczy, że było na tak. Porządne tak 🙂

Miłego dnia! Lisia Kita
- Wybaczcie nienajlepsze zdjęcia, ale było pochmurno i dość ciemno w knajpce!
Dajcie znać jak Wam się podobała recenzja? Zachęciła Was do wizyty? A może już byliście w Korzeniach? Jeśli tak, to koniecznie napiszcie! Jak zwykle czekamy na opinie w komentarzach na dole 🙂
xxx