Przerażające miejsce! Wyspa lalek, czyli Isla de las Muñecas… w Niemczech!
Wiecie co to jest Isla de las Muñecas, czyli Wyspa Lalek? Ja też nie wiedziałam. Zapraszam Was dziś na wpis o przygodzie, która przytrafiła nam się dzięki zabawie w Geocaching. Różne dziwne rzeczy nam się przydarzają (nawet nie pytajcie! ;D), ale to miejsce przyprawiło nas o prawdziwe ciarki niepokoju i zachwytu jednocześnie… Jest trochę zdjęć i zaznaczam od razu pod kątem wrażliwszych osób, że oglądacie na własną odpowiedzialność 😉
Niemiecka Isla de las Muñecas, czyli Wyspa Lalek. Jak tam trafiliśmy?
Wiecie co to jest Isla de las Muñecas, czyli Wyspa Lalek? Ja też nie wiedziałam.
Niecałe dwa lata temu, pod koniec lutego zmierzaliśmy jak co roku do Amsterdamu. Wilk na targi związane ze sprawami zawodowymi, a ja jak zwykle w charakterze pasażera na gapę do towarzystwa. Bo co jak co, ale włóczęga po amsterdamskich uliczkach nigdy mi się nie nudzi 😉
Za to nudzi nam się droga, szczególnie jeśli pokonujemy ją enty raz i – nie daj buk – autostradą. W podróży, jeśli tylko możemy i czas pozwala, staramy się zjeżdżać z autostrad. Wolimy jeździć opłotkami, dłużej, ale przynajmniej mieć na czym oko zawiesić. Poza tym oczywiście urozmaicamy sobie drogę zabawą w szukanie skrzynek, czyli w Geocaching. Jeśli nie wiecie o czym mówię, koniecznie zajrzyjcie do wpisu: Geocaching? Co to?
Tak było i tamtego dnia. Nie pamiętam już, czy dopiero zjechaliśmy z autostrady, czy już chwilę się poza nią kręciliśmy. W każdym razie było to w Niemczech, w okolicy Osnabrück w Dolnej Saksonii. Wilk szukając następnych skrzynek w aplikacji natknął się na bardzo intrygującą skrzynkę o nazwie Isla de las Muñecas.
Po pierwsze, skrzynka miała ponad tysiąc favów (czyli oznaczeń jako „ulubiona” (favourite points)) co jest absolutnym ewenementem. To się naprawdę bardzo, bardzo rzadko zdarza. Zwłaszcza na takim… powiedzmy to sobie otwarcie – niemieckim zadupiu. Dodatkowo, była to skrzynka „premium” (czyli dostępna tylko dla geocacherów z opłaconą roczną składką i kontem premium). A wiemy, że z reguły wśród skrzynek premium trafiają się właśnie takie najfajniejsze… Po trzecie, bardzo intrygujący był fakt, że autor skrzynki, niejaki Sir_Moby, zabronił zamieszczać zdjęć w logach znalezienia. A po czwarte nie mogliśmy przeczytać opisu, bo był tylko po niemiecku. Zapachniało czymś ciekawym…
Tego dnia praktycznie cały czas z małymi przerwami padał deszcz, było zimno i paskudnie wilgotno. Kiedy dojechaliśmy w pobliże skrzynki, ogarnęła nas lekka konsternacja. Staliśmy na poboczu drogi, niedaleko skrzyżowania w beznadziejnie nudnej okolicy na przyczółkach Osnabrück. Na oko nie było tam kompletnie nic ciekawego, a aplikacja nawigująca do skrzynki prowadziła w krzaki.
Tutaj muszę przyznać, że dopadł mnie chwilowy nihilizm (zimno i wilgoć to moja zdecydowanie słaba strona 😉 ). Pomyślałam, że ot będzie to pewnie kolejna niemiecka skrzynka z jakimś ciekawym mechanizmem, albo zrobiona w grzybie schowanym w lasku. Stwierdziłam więc, że nie będę dalej moknąć (bo od ciągłego łażenia po deszczu byliśmy już całkiem zacnie przemoknięci) i zostaję w aucie, niech Wilk zrobi zdjęcie jak będzie coś ciekawszego. Jednak koniec końców Wilk mnie namówił do wyjścia i ruszyliśmy na poszukiwania.
Doszliśmy do lasku.
Wszystko było podmokłe, więc idąc porządnie zapadaliśmy się w rozmiękłym błocie pokrytym dla lepszego efektu czarnymi gnijącymi liśćmi. Było brzydko, smętnie i pachniało wilgocią, ziemią i zgnilizną. Po chwili aplikacja skierowała nas w bok, głębiej w błoto i gęstwinę drzewek. Miałam j buty już naprawdę solidnie i z fasonem ubłocone, więc stwierdziłam, że zostaję tu gdzie stoję, niech Wilk idzie na zwiad. Wilk, sam już chyba lekko powątpiewający, że znajdziemy tutaj coś tak fantastycznego, zniknął między rachitycznymi drzewkami.
Po kilku minutach usłyszałam jak woła, że „koniecznie muszę przyjść to zobaczyć” i „na pewno Ci się spodoba”. No chyba z byle powodu by tak nie gadał… Mruknęłam w odpowiedzi do siebie coś w rodzaju „Mam nadzieję, że wiesz co mówisz i co będzie jak to nie będzie fajne…” i ruszyłam na przełaj w kierunku głosu.
Po chwili ujrzałam Wilka, który na mnie czekał, a po kolejnej chwili ujrzałam… o co chodzi z Isla de las Muñecas czyli Wyspą Lalek! W ułamku sekundy zapomniałam o mokrych butach, błocie, zimnie i … co tam to jeszcze było? 😉
Nagle znaleźliśmy się w przerażającym miejscu. Z każdej strony otaczały nas potworne lalki. Okaleczone, zakrwawione, powieszone, zakneblowane, zdekapitowane, z wydłubanymi oczyma, zaszytymi ustami i tak dalej. Cała symfonia okrucieństwa i możliwych dewiacji. Dodatkowo trzeba przyznać, że w tym przypadku pora roku i pogoda również zrobiła świetną robotę… Ten pochmurny dzień z deszczem, to błoto, gnijące liście, brudne, mokre lalki z polepionymi włosami i gnijącymi ubraniami… Idealnie! W słoneczny letni dzień, z zielenią liści i kwiatami nie byłoby już to samo 😉 W nocy to dopiero musi robić wrażenie! Albo na kimś, kto nie jest geocacher’em, tylko trafi na to przypadkiem 😀 Chodziliśmy jak zahipnotyzowani oglądając lalki, robiąc zdjęcia i szukając skrzynki.
Wrażenie było piorunujące. Krążyliśmy oglądając lalki na wpół zszokowani i obrzydzeni, a na wpół zachwyceni. Sami nie wiedzieliśmy co bardziej 🙂 Niby się wie, że to zabawa, ale mimo wszystko bodźce są tak intensywne, że organizm jednak reaguje. Czuliśmy się mocno nieswojo, a ciało mimo wszystko odczuwało strach – co z tego, że irracjonalny… Trzeba jednak uczciwie przyznać – Sir_Moby naprawdę się przyłożył do zrobienia tej skrzynki!
Co to jest Isla de las Muñecas, czyli Wyspa Lalek?
Skrzynka Isla de las Muñecas została założona przez Sir_Moby’ego (chyba) w hołdzie dla prawdziwej Isla de las Muñecas, czyli Wyspy lalek znajdującej się w Meksyku, na peryferiach stolicy, czyli Mexico City. Wysepka znajduje się w podmokłej i podzielonej kanałami okolicy (wpisanej zresztą na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO). Ale to nie to do niej przyciąga turystów.
Isla de las Muñecas jest nawiedzona.
Legenda głosi, że w latach 50. mieszkał na Isla de las Muñecas Julian Santana Barrera – samotny mężczyzna, który wg opowieści miał pełnić tam rolę dozorcy. Pewnego razu usłyszał krzyki i wołanie o pomoc topiącej się w jednym z kanałów dziewczynki, która nie wiadomo skąd się tam wzięła. Ruszył z pomocą, ale nie uratował dziecka. W miejscu, gdzie utonęła dziewczynka, wypłynęła lalka, którą Julian powiesił na drzewie. Legenda głosi, że z czasem zaczęły wypływać kolejne lalki…
Julian wszystkie lalki wyławiał i wieszał na drzewach na Isla de las Muñecas popadając w coraz większe szaleństwo. Podobno wieszał je aby uspokoić duszę dziewczynki. Trwało to 50 lat. Pięćdziesiąt!!! Dlaczego nie uciekł? Nie mógł…? Historia niestety nie kończy się dobrze. W 2001 roku mężczyzna utonął ponoć dokładnie w tym samym miejscu co dziewczynka pięćdziesiąt lat wcześniej…
Tak się zastanawiam, czy chciałabym to zobaczyć Isla de las Muñecas? Szczerze mówiąc nie wiem, czy jak znajdę się w Meksyku to będę miała ochotę i odwagę tam popłynąć (podobno dostęp jest tylko drogą wodną). Coś mi mówi, że lepiej trzymać od takich miejsc z daleka. Ciekawość pierwszy stopień do piekła – chyba tak to szło? 😉 A co Wy sądzicie? Tymczasem zapraszam na zdjęcia małej próbki tego klimatu!
Jak Wam się podobało? 🙂 Lubicie straszne historie? A może znacie jakieś – nawet z własnego podwórka? Koniecznie dajcie znać w komentarzach na dole!
A jeśli podoba Ci się u nas na blogu to zostańmy w kontakcie! Polub nasz fanpage i obserwuj na Instagramie. Daj nam sygnał, że czytasz i się podobało, a nam motywację do pisania! ? <3
Zajrzyj I Polub Nas Na: Facebooku !
Obserwuj Nas Na: Instagramie !
miłego dnia! lisia kita
Ps. Jeśli nie zajrzeliście jeszcze do wpisu o Geocachingu, to nadróbcie koniecznie! <3