Dzień dobry!
Pora na podsumowanie miesiąca 🙂
To znaczy pora na podsumowanie to była już dawno, a ten wpis powstaje z chyba rekordowym opóźnieniem 😀 No ale, kto by się tym przejmował, a cykl to cykl i lepiej późno niż wcale ;D A wbrew pozorom, to opóźnienie dało mi jeszcze lepszy wgląd na to, jak bardzo te wpisy są pożyteczne w praktyce wdzięczności oraz takim zwyczajnym zapisywaniu i pamiętaniu miłych chwil. Minął zaledwie miesiąc, a ja już nie pamiętałam kilku miłych wydarzeń z października! Dobrze, że mogłam je sobie przypomnieć.
Prawie każda wolna chwila w październiku minęła mi przede wszystkim w lesie. Cały miesiąc trzymała mnie ostra mania grzybobrania. Najlepsza aktywność jesienna ever! Wiem, wiem, brzmię jak stary pierdziel 😉 Pamiętam jak jako nastolatka uważałam zbieranie grzybów za najbardziej czerstwe zajęcie dorosłych. Aktualnie myślę, że mój poziom entuzjazmu przy szukaniu grzybów śmiało można porównać do ekscytacji uczestników gorączki złota w Klondike w XIX w 😀
Koniec sezonu grzybowego mogła mi osłodzić tylko jedna rzecz: podróż w najbliższej perspektywie i przygotowania do wyjazdu do Singapuru i Australii. I to chyba były dwa główne wątki października, ale zobaczymy co robiliśmy oprócz tego 🙂
Co się działo się u nas w październiku?
Dobre kino! „Parasite”.
Październik zaczęliśmy bardzo kulturalnie – od obejrzenia południowokoreańskiego filmu „Parasite” (Pasożyt) w ramach Grodziskiego Klubu Filmowego. Powiem tak – to chyba najciekawszy film jaki widziałam w ostatnich latach. A przynajmniej nic innego nie przychodzi mi teraz do głowy. Jesteśmy z Wilkiem zupełnie zepsuci dobrymi serialami z Netflixa i HBO, więc moja poprzeczka dla filmów wisi teraz jeszcze wyżej niż kiedyś. Parasite obejrzałam jednym tchem, wciągnięta w historię od deski do deski, bez najmniejszej chwilki znudzenia, czy zerknięcia na zegarek. A dodam, że tak w ogóle, to nie jestem fanką kina azjatyckiego!
Pomysł na historię jest świeży, zaskakujący i zrealizowany z absolutnym brakiem poszanowania określonych ram i konwencji – i to jest jego największa zaleta! Reżyser z lekkością i wdziękiem elfa przeskakuje z dramatu w komedię, z thrillera w groteskowy czarny humor, z wątków romantycznych w horror podlany krwią. Szkoła Tarantino w najlepszym wydaniu. Poza samą fabułą, wielką wartością tego filmu jest możliwość rzucenie okiem na południowokoreańską kulturę i przekrój społeczny. Bardzo ciekawe i mam ochotę na więcej.
Jeśli macie możliwość gdzieś dorwać ten film to polecam gorąco, widzę też że zdobył mnóstwo nagród i nominacji, więc chyba warto. A może już widzieliście? Jeśli tak to napiszcie czy Wam się podobał?
Jesień na wsi, spacery do lasu, szukanie grzybów
Jak już napisałam we wstępie, grzyby były moim październikowym leitmotivem, a doszłam już do takiego stanu grzybnięcia, że grzyby mi się nawet śniły 😀 Nie zebrałam ich jakiś niesamowitych ilości idących w setki kg, jak to widziałam niektórzy się chwalili w tym owocnym sezonie, ale solidne zapasy dla naszej dwójki do przyszłego sezonu mamy zrobione. Mam grzyby posuszone, solidny zapas magicznego proszku grzybowego, grzybki marynowane, świeże grzyby pomrożone (głównie prawdziwki) i pomrożone grzyby duszone z cebulką na zupę lub sos.
W tym sezonie odkryłam też prawdziwkowy zagajnik w pobliżu działki, tak blisko, że mogę chodzić w szlafroku i kontrolować czy coś nowego się nie pojawiło 😀 Wspaniały prezent od natury. W tym roku nauczyłam się rozpoznawania nowych grzybów – jadalnych i nie – i marzy mi się poznanie wszystkich grzybów. Nauka na lata…
Last but not least. Odkryłam też grzybowy hit kulinarny tego lata. A jest nim… carpaccio z borowików. Borze Szumiący jakie to jest przepyszne i dzięki ci za takie dary lasu. Obłęd w ciapki! Znalazłam przepisy na carpaccio z borowików w internecie nieznacznie różniące się dodatkami. Przepis jest banalny w swojej prostocie, a smak nieziemski. Dlaczego przez tyle lat nikt mi nie powiedział, że można jeść borowiki na surowo i to jest pyszka?!
Bierzemy jak najświeższego prawdziwka, im młodszy tym lepszy, kroimy na cieniutkie plasterki, skrapiamy sokiem z cytryny, oliwą lub olejem (w przepisach widziałam oliwę z oliwek, ale moim zdaniem jej smak jest za intensywny i dominujący borowiki, ja użyłam oleju z orzechów włoskich, który podkreśla orzechowość grzybów), dobra sól, pieprz i szczypiorek. W przyszłym roku planuję się tym tematem bawić na całego, oby był grzybny rok!
Środa Dzień Bloga
Pierwsze spotkanie ŚDB, czyli cyklu edukacyjno – networkingowego dla twórców internetowych po wakacyjnej przerwie i od razu plus dziesięć do zajefajności! Było dobrze, a jest coraz lepiej, bo nie dość, że zawsze się ze spotkania na spotkanie wiedzę, przemyślenia, inspiracje i dobry humor wynosi, to teraz jeszcze oprócz piwka i winka (chyba coby wiedza lepiej wchodziła), przygrywał skoczne melodie wchodzące w nogi – uwaga – żywy i niepodrabiany didżej! A jakby tego było mało, to na dodatek dostaliśmy skarpetki z napisem ŚRODA w kolorze gumijagód! Aż strach się bać co będzie dalej, no i nie wiem co zrobić, bo teraz brakuje mi skarpetek z napisami PONIEDZIAŁEK, WTOREK, CZWARTEK, PIĄTEK ;D
A tak serio, jeśli tworzycie w sieci na jakimkolwiek kanale, mieszkacie w satelicie Warszawy albo macie ochotę dojechać i nie byliście na Środa Dzień Bloga, to zachęcam do zapisania się (można tez oglądać online)! Pewnie będą prelekcje nie trafią w Wasze potrzeby, ale będą też takie, które mogą być klockiem, którego Wam brakowało do układanki 🙂 Dajcie znać jeśli będziecie!
Grodzisk Folk Fest – Adam Strug i Dziady Kazimierskie
W październiku udało nam się być na koncercie zorganizowanym w ramach grodziskiego festiwalu folkowego Grodzisk Folk Fest. Koncert był niesamowity i bardzo zapadł mi w pamięć przede wszystkim chyba ze względu na zestawienie wykonawców na zasadzie absolutnego kontrastu. To tylko pokazuje jak pojemne jest pojęcie muzyki folkowej, którą z Wilkiem baaardzo lubimy i jak różne może mieć ona oblicza 🙂
Jako pierwszy występował Adam Strug z tradycyjnymi zaśpiewami ludowych kurpiowskich pieśni leśnych. Nie umiem Wam tego opisać. Śpiew na jednym wdechu tradycyjnych pieśni Kurpiów, pieśni leśne codzienne, towarzyszące ludziom przy pracy i zbieraniu darów lasu. Oprócz tego dowiedzieliśmy się sporo o kulturze kurpiowskiej. To było coś niesamowitego i za cienka jestem, żeby umieć to opisać. Cieszę się że mogłam tego doświadczyć, bo było to jak podróż w czasie do przeszłości, a że kilka tygodni temu byliśmy na Kurpiach, więc pięknie mi to dopełniło obrazu.
A potem coś z zupełnie innej beczki, bo były Dziady Kazimierskie! Czyli pozytywne wibracje Paprodziada, energia, pląsanie i skakanie 😀 Kto nie zna Panów, to polecam uwadze obie pozycje! 🙂
Spotkania towarzyskie
W październiku w kronice odnotowuję dwa spotkania towarzyskie.
Pierwsze, z naszymi ex sąsiadami z Grodziska u nas na działce. Tutaj najistotniejszą informacją jest to, że było to nasze ostatnie spotkanie w takim gronie, albowiem Magda była w stanie błogosławionym i to na ostatniej prostej ciąży – zeżarty słoik marynowanych gruszek świadkiem ;D Córeczka się wykluła w czasie naszego pobytu za oceanem i za kilka dni idziemy na audiencję! Poza tym spotkanie uświetniło (rzecz jasna) grzybobranie i zrobione przez Lutka falafele, które pożarliśmy w towarzystwie bogactwa kiszonek i marynat. Z łakomstwa zapomniałam zrobić zdjęcie do dokumentacji, więc musicie mi uwierzyć, że było pysznie.
Kilka dni później miałam spotkanie w Warszawie w babskim gronie, z przyjaciółkami, z którymi znam się od liceum. Każda z nas jest zupełnie inna, każda ewoluowała w swoją stronę, każda ma różne historie na koncie i aktualne perypetie życiowe. W każdym razie – zawsze jest o czym gadać 😀
Chwalę się 🙂 Drugie miejsce w konkursie fotograficznym!
A oto zdjęcie dzięki któremu zajęłam drugie miejsce w konkursie fotograficznym u siebie w firmie i wygrałam voucher na 350 pln do FotoAkademii Canona na warsztaty fotograficzne 🙂 Cieszę się z tej wygranej ogromnie bo fotografia to moja pasja, a od dawna czuję, że stoję w miejscu z ewolucją w tej kwestii. Mam więc nadzieję, że warsztaty zainspirują mnie do rozwoju 🙂
Zdjęcie przedstawia młodych chłopaków na ulicy Old Delhi w Indiach w czasie święta Holi. Jest to bardzo radosne święto troszkę podobne do naszego dyngusa, w czasie którego ludzie bawią się na ulicach i obrzucają nawzajem kolorowymi proszkami na szczęście. To też odskocznia od codziennej rzeczywistości, którą widać w tle…
Jak Wam się podoba?
A oto komentarz do tego zdjęcia od jury:
„Dobre reporterskie ujęcie. Pierwszoplanowe postacie uchwycone w dynamicznej sytuacji, z dobrym kontaktem wzrokowym z fotografem. Dzięki temu i my, oglądając zdjęcie, mamy poczucie, jakby patrzyli prosto na nas. Tym samym łamią dystans, który dzieli odbiorcę i scenę ze zdjęcia, dając nam szansę bliżej poczuć atmosferę wydarzenia.
Ludzie, a szczególnie ich twarze przyciągają uwagę. Dostarczają bogatej w emocje informacji o miejscu, czasie i wydarzeniu. Uznanie dla fotografa za to, że podszedł blisko i nawiązał relację z portretowanymi osobami. To wymaga odwagi.”
Wylot do Singapuru!
A pod koniec października wisienka na torcie, czyli wreszcie ruszyliśmy w podroż gdzieś poza Europę! Tym razem kilka dni w Singapurze, a potem dwa tygodnie w kamperze w Australii.
Ponieważ od jakiegoś czasu coraz gorzej się czuję w miastach i najchętniej spędzałabym czas na łonie natury, to perspektywa spędzenia kilku dni w tak wielkim mieście napawała mnie w równym stopniu ciekawością, co przeświadczeniem, że to miasto mnie połknie, a potem wypluje ledwie żywą. I wiecie co się stało?
Singapur, ten wielki azjatycki tygrys, obszedł się z nami zdumiewająco łagodnie! Singapur jest miastem nowoczesnym, bardzo bogatym, a jednocześnie niezwykle przyjaznym mieszkańcom i turystom, otwartym, pełnym udogodnień, z rewelacyjną komunikacją. Jest czysto i nie ma spalin, więc nie boli głowa, a wspaniałe parki i tereny zielone pozwalają odpocząć na łonie natury. Po raz pierwszy w życiu poczułam, że miasto mogłoby być przyjazne, że to jest możliwe i jak bardzo większość miast, w których byłam w swoim życiu taka nie jest… 🙂
•
To tyle podsumowania, a tymczasem…
zapraszam na:
• migawki w postaci fotokolażu początku wpisu
poprzedni miesiąc:
MIŁEGO DNIA I DO PRZECZYTANIA!
LISIA KITA
A jeśli podoba Ci się u nas na blogu to zostańmy w kontakcie!
• Zapisz się na newsletter, aby otrzymywać powiadomienia o nowym wpisie na email.
• Polub nasz fanpage i obserwuj na Instagramie – to dla nas sygnał, że dobrze Ci się czytało
• A jeśli tak było, to będzie nam super miło, jeśli zostawisz dwa słowa w komentarzu na dole. To nam daje ogromną motywację do pisania! A poza tym, chcemy Cię poznać, zamiast pisać do nie wiadomo kogo <3