Kolejny rok odszedł do archiwum, a to znak, że pora na najfajniejsze ze wszystkich noworoczne podsumowanie, czyli Podróżnicze Podsumowanie Roku 2018. Ta blogowa świecka tradycja wzbudza we mnie dużo sympatii, bo bardzo miło jest na początku roku powspominać wszystkie fajne miejsca, do których trafiliśmy i rzeczy, których doświadczyliśmy 🙂 Jeden rok, a tyle się wydarzyło! Pozostaje mi życzyć sobie jeszcze więcej możliwości podróżowania w tym roku! Zapraszam na wpis 🙂
LUTY
Hiszpania – Kantabria i Asturia
W lutym postanowiliśmy wyskoczyć gdzieś na kilka dni na moje urodziny. udało nam się upolować w dobrej cenie bilety lotnicze do Hiszpanii. Ale nie na cieplejsze południe, tylko chłodniejszą północ! Polecieliśmy do Santander, mając dość mgliste (czytaj: zerowe) pojęcie co ten mniej znany rejon Hiszpanii ma do zaoferowania – a zwłaszcza w lutym.
- Wspaniałe sekwoje w parku Monumento Natural de las Secuoyas del Monte Cabezón w Kantabrii. Czy koło takiego drzewa da się przejść obojętnie? 🙂
- Kosmiczną jaskinię El Soplao. Jaskinie to mój mały fetysz, a ta… to jest cacko z dziurką!
- Les Bufones! Jest to zjawisko przyrodnicze, polegające na tym, że ocean uderzając o nadbrzeżne skały wdziera się w szczeliny i siłą ciśnienia z rykiem wybija na powierzchnię słupami powietrza ze skroploną wodą. Wrażenie jest niesamowite – jakby się chodziło po grzbiecie mitycznego wieloryba.
- Villa Caprichio Gaudiego. Tak, ten niesamowity dom został zaprojektowany przez słynnego artystę. Projekt nawiązuje do sztuki islamu, a każdy kawałek wnętrza jest starannie przemyślany. Jest cudowna!
- Przepiękne, stare opuszczone wille. Dzięki geocachingowi odkryliśmy, że jedna z nich – ta w Llanes – „grała” w horrorze „Sierociniec”.
- Karnawał w San Vicente de la Barquera, na który natknęliśmy się zupełnym przypadkiem. Malutka miejscowość, a zabawa na cztery fajery! 😀 Nawet babcie i dziadkowie poprzebierani jak wariaci, tańczyli i kuśtykali w pochodzie! Ehh.. przydałyby się u nas takie tradycje, żeby spuszczać ciśnienie z ludzi 😉
MARZEC
Estonia
- Nasz pierwsze zauroczenie starym miastem w Tallinie, które o tej porze roku, mimo siarczystego mrozu było pełne życia i ruchu. Na starówce w Tallinie stoją domy, które mają po kilkaset lat! Robi to naprawdę niesamowite wrażenie…
- Pałac cesarski Kadriorg. To letnia rezydencja wybudowana dla carycy Katarzyny I przez cara Piotra Wielkiego. Znajduje się tam muzeum z wystawami sztuki, dzięki czemu można bez problemu obejrzeć wspaniałe wnętrza. Jak mniemam bardzo skromne, jak na tę parę 😉 Ot, taki tam – letni domek 😀
- Włóczęgę po Parku Narodowym Lahemaa, wygłupy na lodzie na zamarzniętym Bałtyku i przeprawa na małą wysepkę Saartneem. W taką zimę to ja mogę się bawić 🙂
- Wodospad Jägala. Przepiękny wodospad, a do tego w tym czasie był zamarznięty, dzięki czemu wyglądał jak dekoracja z bajki o Królowej Śniegu.
- Cerkwie, do których bardzo lubimy zachodzić na chwilkę posiedzieć w ciszy, wśród świec i zapachu kadzidła.
- Spotkanie ze świętą lipą koło wioski Ilumäe. W Estonii i na Łotwie celebruje się tradycyjne wierzenia i święte drzewo nikogo nie dziwi. Co więcej – jest tabliczka, że drzewo i okolica są święte, osoby o otwartym sercu i zamiarach są zaproszone do wejścia, skorzystania z mocy drzewa i pozostawienia podarunku, a osoby o nieczystych zamiarach wchodzą na własną odpowiedzialność…
- Restauracja wegańska „V” w Tallinie. Najlepsze wegańskie jedzenie poza domem z jakim kiedykolwiek mieliśmy do czynienia plus miejscówka w kilkusetletnim domu na starówce. Byliśmy tam już trzy razy 😉
MAJ
Węgry – Budapeszt i Heviz
Na majówkę postanowiliśmy odhaczyć Budapeszt oraz wyskoczyć nad Balaton. Spędziliśmy kilka dni buszując po stolicy Węgier, a potem pojechaliśmy na zachodnią część Balatonu. A w pobliżu odkryliśmy małe miasteczko Heviz z gorącymi wodami termalnymi i przepadliśmy 😀 A sam Balaton to sprawa na osobny wyjazd – wpisana na listę na zaś, bo ledwie liznęliśmy to ogromne jezioro!
- Podobał nam się Budapeszt jako całokształt. Idealne połączenie uroku i elegancji z klimatem żyjącego, otwartego i ewoluującego miasta. Panorama na miasto z wód Dunaju na parlament jest nie do pokonania. Świetna architektura, fajne knajpki.
- Wyspę św. Małgorzaty – zieloną oazę na Dunaju, gdzie spędziliśmy kilka godzin lenistwa odpoczywając od zwiedzania.
- Budapeszt słynie z łaźni, ja bardzo lubię, więc nie było opcji, żeby nie skorzystać. Wybraliśmy na pierwszy raz łaźnie Széchenyi – jedne z najstarszych, powstałe w 1913 roku i ciągle zachowujące staromodny klimat. Mimo, że było tam trochę ludzi, to bardzo nam się podobała atmosfera ogólnego relaksu, moczenia się i leżenia, a nawet drzemania w słońcu na leżakach na przemian.
- Kiedy dotarliśmy nad Balaton, wiedziałam już, że od razu możemy ten krótki wypad potraktować najwyżej jako mały rekonesans. Balaton zasługuje na osobny kilkudniowy wypad, a najchętniej zrobilibyśmy pętlę dookoła rowerami lub wędrówkę.
- Niesamowite wrażenie zrobiły na nas ruiny średniowiecznego zamku w Szigliget z fantastyczną panoramą – z jednej strony na jezioro Balaton, a z drugiej na… wulkaniczne wzgórza! Tak, wulkaniczne – też byłam zdziwiona 🙂
- W okolicach Balatonu odwiedziliśmy też przepiękny barokowy pałac Festetics w Kesztehly.
- Nieopodal Balatonu odkryliśmy Heviz – przepiękne temalne jezioro porośnięte liliami z kąpieliskiem uzdrowiskowym. Pachnie totalnym bukiem, ale po kąpieli w nim oboje czuliśmy się wspaniale.
CZERWIEC
Austria – Wiedeń
- Trudno byłoby nie zapamiętać Pałacu Schönbrunn z jego rozległym kompleksem parkowym oraz stylową palmiarnią. A tego samego dnia wieczorem jeszcze udało nam się dostać na koncert operowy w pałacowych ogrodach!
- Architekturę! Architektura w Wiedniu to majstersztyk i sztuka w czystej formie. A wiedeńska secesja to naprawdę dobro narodowe Austriaków. Mój ulubiony kawałek secesji wiedeńskiej to pawilony byłej stacji kolejowej na Karlsplatz.
- W Wiedniu miłośnicy sztuki mogą się poczuć jak Charlie w Fabryce Czekolady. Kiedyś jeszcze wrócę do Wiednia, tylko i wyłącznie dlatego. Na razie zaliczony „must see”, czyli Klimt.
- Moim osobistym, subiektywnym hitem tego wyjazdu było odkrycie w Muzemum Hundertwasser Haus osobowości i sztuki artysty Friedensreich Hundertwassera, którego uwielbiałam i znałam tylko przez pryzmat jego fenomenalnej architektury. Okazało się, że był wielkim miłośnikiem, obrońcą natury i już kilkadziesiąt lat temu trąbił o zagrożeniach ekologicznych, które właśnie sprawdzają się niczym apokalipsa. Czułam w tym muzeum stuprocentowe braterstwo dusz 🙂
- Wiedeń muszę przyznać zaskoczył mnie in plus sztuką uliczną. Uwielbiam kolorowe, żyjące miasta i te momenty, kiedy idzie się ulicą i nagle człowiek staje zachwycony z „OOooo!” na ustach.
- Wurstelprater. To słynne, stare wiedeńskie wesołe miasteczko, co do którego mam mieszane uczucia. Chyba spodziewałam się czegoś bardziej stylowego, a mniej kiczowatego…
Zajrzyjcie też na wpisy z Wiednia, które pojwiły się na blogu!
LIPIEC
Estonia
W lipcu po raz drugi w tym roku znaleźliśmy się w Estonii. Tym razem ze znajomymi i z rowerami. Estonia latem okazała się równie wspaniała jak zimą. Małe zaludnienie sprawia, że tereny poza Tallinem rejony są dużo bardziej wyludnione w porównaniu do tego do czego jesteśmy przyzwyczajeni w Polsce, a dodatkowo ta natura jest przepiękna i niezniszczona!
- Ogród botaniczny w Tallinie. Nie jest to może najlepszy ogród botaniczny w jakim byliśmy, ale to był bardzo fajny czas. Dlaczego? W całym ogrodzie byliśmy praktycznie sami! (Zaludnienie!) A rosarium mają wspaniałe!
- Wieżę widokową z ogromną panoramą na Tallin, Bałtyk i okolice. Oraz wystawę o czasach radzieckiego socjalizmu w Estonii i naszą sesję – podróż w przeszłość 🙂
- Muzeum Lalek w Tallinie. Zdecydowanie warto zajrzeć. Estończycy zdecydowanie mają coś na rzeczy z lalkami, marionetkami, figurkami etc, bo w większości sklepów z pamiątkami też są tego całe tuziny.
- Wodospad Jägala. Odwiedziliśmy zimą, to i postanowiliśmy zobaczyć jak wygląda latem 🙂 Oczywiście pięknie, świetne miejsce na piknik, ale zimą za to było bajkowo.
- Bagna w Parku Narodowym Lahemaa. Must see w Estonii. Cudowna kraina podmokłych i bagnistych terenów udekorowana niebieskimi lusterkami jeziorek. Można wędrować godzinami po kładkach wśród nieskażonej natury.
- Piknik nad Bałtykiem. Nie na plaży, tylko w dzikim miejscu z dala od jakiejkolwiek cywilizacji. Wada? Za krótko 😉
- Wyprawę na wyspę Saremaa i nocleg na odludnym kempingu.
- Na Sareemie, jeśli chodzi o zwiedzanie, to bardzo podobały mi się: ogromny krater po meteorycie w Kaali (szacuje się jego wiek od 6400 do 400 roku pne (!) (w zależności od autora) oraz niesamowity, surowy średniowieczny Zamek w Kuressaare.
- Świetnie bawiliśmy się też na klifach Panga nad Bałtykiem relaksując się na kamienistej plaży i szukając skamielin.
- Last but not least! Jednym z najfajniejszych dni w Estonii była wyprawa do opuszczonej latarni morskiej Kiipsaare. Latarnia ta kiedyś stała na lądzie, a teraz – na skutek przesuwania linii brzegowej znajduje się w Bałtyku! Wygląda to bardzo malowniczo. Dodatkową atrakcją tego miejsca okazały się dwie foki, które płynęły wzdłuż brzegu równolegle z nami spacerującymi, raz po raz wystawiały głowy z wody i nam się z wielkim zainteresowaniem przyglądały! Cudne 😀
LISTOPAD
Jordania
- Ludzi! Jordańczycy są chyba najmilszym, najbardziej życzliwym, gościnnym i uczynnym narodem z jakim kiedykolwiek miałam do czynienia. Naprawdę, co poniektórzy Polacy powinni tam jeździć na obowiązkowe szkolenia 😉
- Pustynne tzw. „zamki”, a bardziej karawanseraje z VIII w. w północno – wschodniej Jordanii
- Poruszający widok obozu dla uchodźców syryjskich w Azraku
- Spa na świeżym powietrzu, czyli taplanie się w upiększającym błocie nad Morzem Martwym
- Średniowieczne Zamki Krzyżowców. Zobaczyliśmy dwa – Kerak i Ajlun. I historia Wypraw Krzyżowych ożyła…
- Trzy dni włóczęgi (50 km zrobione) po Petrze. Jedno z najbardziej zachwycających i tajemniczych miejsc ever!
- Pobyt na zjawiskowej pustyni Wadi Rum. Nocleg w beduińskim kampie w namiocie pod skałą, ceglastoczerwony piach, gwiazdy, ogień, śpiewy, spokój, cisza, pustka.
- Jordania to wegański raj – hummus jest wszędzie 😀
GRUDZIEŃ
Malta i Estonia
Malta
- Szopki świąteczne! Maltańczycy (podobnie jak Portugalczycy) mają hopla na punkcie szopek. W wielu kościołach można obejrzeć szopkę i bynajmniej nie są to skromne dzieła. Najlepsza szopka jaką widzieliśmy, to ogromna scena rodzajowa z dziesiątkami bohaterów w postaci figur ustawionych w stworzonej do tego inscenizacji. Ponadto wiele osób wystawia ciekawe szopki w domach i na bogato świątecznie dekoruje wnętrza – w tym okresie bycie ciut wścibskim i zapuszczanie żurawia w prywatne okna jest rozgrzeszone 😉
- Spacery po świątecznie udekorowanej stolicy, czyli Valettcie. Ciągle nie mogę nacieszyć oczu: starymi szyldami sklepowymi z czasów, gdy Malta była kolonią brytyjską, charakterystycznymi wykuszowymi balkonami oraz talizmanami ze świętymi umieszczanymi przy drzwiach domów.
- Tym razem po raz pierwszy wybraliśmy się powłóczyć do innej części aglomeracji w okół stolicy – Vittoriosy aka Birgu. Położona jest na jednym z półwyspów z widokiem na Valettę (lub odwrotnie) i okazała się niesamowicie urokliwym i zacisznym miejscem, w którym można cieszyć się prawie, że prowincjonalnym spokojem.
- Tym razem odkryliśmy i obejrzeliśmy dwie fajne jaskinie. Jedne – Ghar Hasan są przepięknie położone na stromym urwisku skalnym z widokiem na morze. Są całkiem duże i mają kilka korytarzy, wejście na własną rękę. Niedaleko znajdują się bardziej znane jaskinie Ghar Dalam, do których wstęp jest biletowany, ciut mniej ciekawe, ale zdecydowanie warto zajrzeć – choćby ze względu na małe muzeum z imponującą kolekcją skamieniałych kości zwierząt wydobytych z jaskini.
- Spacer po zimowo wyludnionej wysepce Comino. W lato to miejsce podobno pęka w szwach od turystów, którzy tłumnie przybywają relaksować się nad turkusową laguną. W grudniu laguna jest tak samo turkusowa, tylko pusta, a cała wysepka jest soczyście zielona i fantastyczna do spacerów.
- Szukanie ratunku dla kota z gnijącym ogonem.
Estonia
- Spacery po jednej z najpiękniejszych starówek ever. Okazuje się, że stare miasto w Tallinie jest urokliwe, bajkowe i pełne życia niezależnie od tego czy jest marzec, lipiec, czy grudzień.
- Jarmark świąteczny pełen cieszących oczy kolorów, ze wspomaganiem w postaci tradycyjnego gloggu na rozgrzewkę 😉
- Zimową radość, czyli jazdę na łyżwach na tallińskiej starówce. Uwielbiam!
- Spacery po oblodzonych kładkach i szlakach w zimowych lasach i bagnach Parku Narodowego Lahemaa.
- Głaz Majakivi. Estonia obfituje w ogromne polodowcowe głazy narzutowe. Większość z nich ma średnicę powyżej 10 m. Bardzo lubię kamienie, ale takie głazy, które trwają w danym miejscu niezmiennie i niezależnie od tego co dzieje się dookoła… są wręcz magiczne.
- Podwójny Sylwester! Najpierw rosyjska impreza i północ godzinę wcześniej – wg czasu moskiewskiego, a godzinę później impreza estońska. A mówią, że nic dwa raz się nie zdarza ;D
Tak wyglądało nasze podróżnicze podsumowanie roku 2018 – było pięknie! Wrażeń i miejsc które odwiedziliśmy moc. A ponieważ u nas podróży nigdy za wiele, więc trzymamy kciuki, aby rok 2019 był co najmniej równie dobry!
♥
A jeśli Wam udało się odwiedzić jakieś ciekawe miejsca, to koniecznie się podzielcie poleceniem w komentarzu na dole 🙂 Jakie miejsce najlepiej wspominacie z 2018 roku? Interesuje nas wszystko – od rzeczki smródki pod Zadupiem po lot w kosmos Rekomendacje mile widziane!
MIŁEGO DNIA I DO PRZECZYTANIA! LISIA KITA
A jeśli podoba Ci się u nas na blogu to zostańmy w kontakcie!
- Zapisz się na newsletter, aby otrzymywać powiadomienia o nowym wpisie na email.
- Polub nasz fanpage i obserwuj na Instagramie – to dla nas sygnał, że dobrze Ci się czytało
- A jeśli tak było, to będzie nam super miło, jeśli zostawisz dwa słowa w komentarzu na dole. To nam daje ogromną motywację do pisania! A poza tym, chcemy Cię poznać, zamiast pisać do nie wiadomo kogo <3