W niedzielę odpoczywaliśmy na działce po sobotniej marszrucie po Puszczy Kozienickiej (o czym będzie osobny wpis). Udało się mimo tego połazić po zagajnikach, krzakach, łąkach i zebrać trochę łupów 😉 Koniec lata obfituje w dary natury, nie wiadomo wręcz co zbierać! Ostatecznie zdecydowałam się na szczaw, gdyż na łące poodbijały młode, śliczne kępy. Nazbierałam cały koszyk i dzięki temu powstała pyszna zupa szczawiowa, którą ugotowaliśmy na ognisku. Udało się też zebrać trochę grzybów, z czego zrobiłam (już w domu) risotto. Znalazłam też młody krwawnik, który poszedł do sałatki pomidorowej, a w lesie zdziczałą jabłonkę ze ślicznymi, różowawymi jabłuszkami – może uda się kiedyś z nich zrobić chutney…? Dzika róża dojrzewa.
Zupa szczawiowa na ognisku robiona
Zupę szczawiową uwielbiam po prostu! Im kwaśniejsza, tym lepiej. Oczywiście najlepsza wychodzi z dziko rosnącego szczawiu, ale nic nie stoi na przeszkodzie, żebyście swoją zrobili z ogrodowego lub kupnego i ugotowali w domu na palniku 🙂 Podstawę, czyli bulion warzywny przygotowuję wg. przepisu z książki Jadłonomia, bo wychodzi zawsze wspaniały, mocny i pełen smaku. Nie traktuję przepisu dosłownie, ale trzymam się mniej więcej szkieletu i dokładam kilka rzeczy od siebie. Dodatkowo zawsze dodaję jeszcze ziarna jałowca, pieprz syczuański, liście kafiru i trochę kurkumy (do szczawiowej akurat nie).
Składniki
1 włoszczyzna (3 marchwie, 3 pietruszki, seler, por – to minimum, im więcej dodatkowej różnorodnej zieleniny tym lepiej)
3 cebule
4 – 5 ząbków czosnku
5 suszonych pomidorów
2 – 3 łyżki oleju
kilka liści laurowych
3 – 4 liście kafiru
10 kulek pieprzu w ziarnach
5-10 kulek ziela angielskiego
5 kulek jałowca
10 kulek pieprzu syczuańskiego
lubczyk
sól
5 litrów wody
10 ziemniaków
liście szczawiu – lepiej więcej niż mniej
Obieramy włoszczyznę, przypiekamy dość mocno na ognisku lub nad palnikiem cebulę i wrzucamy wszystko wraz z czosnkiem w łupinach i przyprawami do gara zalewając zimną wodą i stawiamy na ogniu do zagotowania. W tym czasie obieramy i kroimy w kostkę ziemniaczki i siekamy szczaw. Zagotowujemy całość do wrzenia i trzymamy na mniejszym ogniu, aż warzywa zrobią się miękkie, a bulion ciemny i aromatyczny. Na ognisku ten proces zaszedł trzy razy szybciej niż w domu na gazie, a do tego za darmo 🙂 Wyławiamy warzywa (nie wyrzucamy – niedługo podam wam fajny przepis na ich wykorzystanie) i wrzucamy ziemniaki. Gdy ziemniaki będą na etapie „prawie, ale jeszcze chwilę” dodajemy szczaw. Kilka minut i zupa szczawiowa na ognisku robiona gotowa! Oczywiście dobrze byłoby zupę „zabielić”. W domu dodałabym jeszcze kwaśnego jogurtu sojowego i może tofu dla wkładki białkowej. Na działce takich luksusów nie miałam, ale za to dodałam cieciorki. Smacznego!
Jeszcze wam pokażę, bo udało się też zebrać grzybów, z których zrobiłam już w domu wieczorem risotto. Pierwsze grzyby w tym roku! Niestety nie ma zdjęć risotto i musicie mi uwierzyć na słowo. Było tak dobre, że zjadłam swoją część od razu na noc (wiem, grzybów się nie jada na noc, ale ja tego nie kupuję, jak mam ochotę to jem, jak widać żyję i w nocy też spałam jak suseł 😉 ), a Wilk zjadł swoją część rano. Było i nie ma 😉
Napiszcie jak wam się podoba taka szczawiowa gotowana na łonie natury? Mi wszystko z ogniska smakuje lepiej… Magia przyrody i inna wibracja jedzenia… Lubicie w ogóle szczawiową i czy jadało się ją u was w rodzinie? Może znacie jakąś inną wersję? A może macie jakieś inne przepisy na szczaw? Chętnie je poznam! Będzie mi miło jak dacie znać w komentarzach i podzielcie się szczawiową ze znajomymi! 🙂