Dzień dobry!
Pora na kolejne podsumowanie miesiąca!
W tym roku w styczniu u nas dość nietypowo – domowo i stacjonarnie, bez większych podróży czy nawet mniejszych wypadów. Styczeń przyniósł spore zmiany życiowe w postaci miany jednej pracy na drugą, co potoczyło się bardzo szybko, a co za tym idzie kompletną zmianę trybu życia (praca zdalna vs dojazdy do Warszawy) i tzw codziennej rutyny. Przetasowanie wszystkiego. Nagle z osoby, która ma wszystko (mniej więcej 😉 ) rozplanowane – od czasu na pranie po majtki poskładane w ruloniki i poukładane rodzajami i kolorami, stałam się osobą, która pewnego dnia rano szykując się w pośpiechu do pracy odkrywa, że właśnie zabrakło jej czystych majtek 😀 Na szczęście jeszcze jedną ostatnią parę znalazłam 😀 W każdym razie – całe rozplanowanie różnych rzeczy: prywatnych, pracowych, blogowych, podróżniczych i domowych, które rozpisałam w grudniu na nowy rok, mogłam spokojnie pognieść i zrobić z nich piłkę dla kota 🙂 Ten miesiąc więc jest dużo spokojniejszy, dałam sobie czas na osadzenie się, przyzwyczajenie się i okrzepnięcie w nowej rzeczywistości. Potem będę życiowe klocki układać na nowo 🙂 Skupiliśmy się więc z Wilkiem w styczniu na krótszych i dłuższych spacerach i wycieczkach oraz na nadrabianiu spotkań towarzyskich.
Co się działo u nas w styczniu?
Spotkania, spotkania, spotkania
Zaraz po nowym roku spotkaliśmy się w restauracji na obiedzie z moim tatą. Były grane wegańskie gołąbki, a spotkanie zdecydowanie miało nutę przewodnią w postaci opowieści z podróży.
Dosłownie dwa dni później przyjechał do nas dawno nie widziany znajomy Łukasz z Bydgoszczy. Miłośnik kotów jak my i odżywiania, więc pogaduszkom o naszych zwierzakach i żarciu nie było końca. Z wizyty bezczelnie skorzystał jeden z naszych kotów – okropny pieszczoch, który bez skrupułów wykorzystał tę słabość gościa i kazał się miziać non – stop 😀 Z Łukaszem wybraliśmy się na spacer na Stawy w Kraśniczej Woli i na sushi do jednej z grodziskich „suszarni”. Pycha. Oprócz bardzo smacznych zestawów wegańskiego sushi, mają też wege ramen (sic!) – co prawda jeszcze do dopracowania, ale jest!
W tygodniu z kolei my wybraliśmy się do znajomych w Grodzisku, którzy aktualnie są co nieco udupieni 😉 Mają bowiem w domu nowego, małego człowieczka, który zmienia się jak w kalejdoskopie i co kilka tygodni wygląda zupełnie inaczej 😀 Tutaj nasze tematy to najczęściej podróże, gotowanie i zero waste, a gospodarz ugościł nas pysznymi słowiańskimi podpłomykami, które mogliśmy uzupełnić aromatyczną, pachnącą majerankiem pastą z grochu.
Kolejnym spotkaniem było moje spotkanie z za długo niewidzianą Kasią w Tel Avivie w Warszawie. Tym razem tematy to głównie omawianie jej strony i szeroko pojęte egzystowanie w internecie. Do tego nuta przewodnia knajpki, którą uwielbiam bo przypomina mi bliskowschodnie klimaty, a więc podróże. I jadłam pyszną zupę ziemniaczaną i równie pyszny podpłomyk z burakami.
W ramach nowego cyklu pt. „Aktywizacja dla Rodziny” – w kolejny weekend wyciągnęliśmy mamę Wilka na objazdówkę po okolicach Żyrardowa. Odwiedziliśmy przepiękny Pałac w Guzowie, którego remont nadal trwa, przejazdem Sochaczew, Muzeum Chopina w Żelazowej Woli, a zakończyliśmy w restauracji Szpularnia w Żyrardowie, która mieści się w pięknie zrewitalizowanym budynku starej, fabrycznej przędzalni lnu.
Kolejny weekend poszliśmy za ciosem i kontynuowaliśmy rozpoczęty cykl zabierając mamę i jej męża w odwiedziny do jej brata, ulubionego dawno nie widzianego wujka Wilka. Po spotkaniu odwiedziliśmy Gościniec Oycowizna w Lesznowoli i pomimo, że jest to bardzo popularne miejsce, a więc dość zatłoczone to zarówno klimat, obsługa, oraz jedzenie są naprawdę na poziomie i warte polecenia.
Spacery na stawach: w Kraśniczej Woli w Grodzisku i Św.Anny koło Mszczonowa.
Na stawach w Kraśniczej Woli, na które wybraliśmy się z Łukaszem, które są sklasyfikowane jako Ostoja Dzikiej Przyrody pod opieką Towarzystwa Przyrodniczego „Bocian” czekała nas przykra niespodzianka. Oprócz standardu, czyli walających się śmieci (mówiłam już, że chętnie ucinałabym za to łapy?!), których część oczywiście zabraliśmy, okazało się, że stawy są wyschnięte! Jestem przerażona suszą w tym roku (tym bardziej, że w kilku innych znanych nam miejscach w woj. mazowieckim było to samo). Zwykle o tej porze roku i na wiosnę w stawach było najwięcej wody! Obniżał się poziom i wysychała dopiero w lato! Co będzie w tym roku z ptakami, które zasiedlały to miejsce? Co będą piły ptaki i zwierzęta? 🙁
Dzięki temu, że weekend był przedłużony wybraliśmy się na działkę nakarmić nasz zwierzyniec, czyli półdzikie koty oraz hordę ptaków: sikorek, kowalików, sójek i dzięciołów.
Żeby przełamać rutynę zboczyliśmy z drogi na spacer i po kilka skrzynek geocaching’owych i tym samym odkryliśmy pod Mszczonowem bardzo fajny zbiornik wodny – Stawy Świętej Anny. To malowniczo położone tereny rekreacyjne tuż przy drodze nr. 50 Mszczonów – Grójec. Nie wiem jak to będzie wyglądało w sezonie, ale tak czy siak warto odwiedzić. Jest tam też stara kapliczka ze św. Anną o ciekawej historii.
Nowa praca
W połowie stycznia, tak jak wcześniej wspomniałam, dość niespodziewanie zmieniłam jedną pracę na drugą, a wszystko rozegrało się w ciągu chyba dwóch tygodni. Pracuję teraz jako Junior Editor w Warszawie i zajmuję się reklamą i copywritingiem. Zmiana pracy dokonała się tak szybko, że nie miałam nawet możliwości sobie niczego od nowa poplanować i całkowicie przetasowała moją starannie ułożoną rzeczywistość i tryb życia 🙂
Cały styczeń i luty układam sobie prozę życia na nowo 🙂 Na razie wszystko jest super, więc trzymajcie kciuki, tfu tfu tfu przez lewe ramię, żeby nie zapeszyć 😉 Jedyny minus i najgorszy jak dla mnie aspekt to codzienne dojazdy do Warszawy. Kiedy się już doświadczyło stanu bycia poza tym ulem oraz ciszy i spokoju, przebywanie w energii dużego miasta jest po prostu okropne…
Środa Dzień Bloga #18
Tratycyjnie postanowiliśmy też pojawić się „Środa Dzień Bloga”, a trzeba wiedzieć, że tym razem była to wyjątkowa edycja, pierwsza z biletami wstępu które były cegiełkami na fundację – Virtual Dream – LojKe. Niesamowite jest jak oni zaprzęgają nowoczesną technologię by pomagać starszym i młodszym! Warto zapoznać się z ich projektami, a może i wspomóc.
Lasy Rembertowsko – Okuniewskie
W ostatni weekend stycznia postanowiliśmy się trochę rozruszać, jak też nadrobić słaby początek miesiąca w szukaniu skrzynek. Postanowiliśmy więc upiec dwie pieczenie na jednym ogniu i wybraliśmy się na trail cache’owy (czyli spacer w poszukiwaniu skrzynek geocachingowych, gdzie skrzynki umieszczone są w niewielkiej odległości od siebie tworząc „szlak”) śladami nieistniejącej już wojskowej kolejki wąskotorowej w Lasach Rembertowsko – Okuniewskich pod Warszawą.
Początek spaceru to tragedia. To co ludzie maja w głowie, a raczej czego nie mają, to przestajemy już ogarniać. Teren leśny chroniony, a tu dosłownie góry śmieci, od wywalonego eternitu po szczątki agd i zwykłe smieci, do tego cały las rozjechany quadami oraz wykopane wielkie dziury w podłożu w celu pozyskania piasku. A jednym z najczęstszych znalezisk w lesie są butelki po oleju silnikowym, którym Ci dumni durni rycerze na swych stalowych rumakach uzupełniają silniki. A następnie wypier..ją butelki za siebie. Oburzenie mi się ulewa nosem! I nikt nie jest w stanie tego ogarnąć.
Za to emerytka, która stanie z pęczkiem koperku czy kwiatków z działki pod bazarkiem dostanie mandat i karę.
Wracając do meritum czyli spaceru. Na szczęście im dalej w las z dala od dróg, tym przyjemniej, szczególnie, że szlak nie prowadził głównymi ścieżkami, a samym starym nasypem kolejowym. Ogólnie przeszliśmy jakieś 15 km i zrobiliśmy 18 skrzynek.
„Portret kobiety w ogniu”
Na sam koniec stycznia wybraliśmy się do naszego grodziskiego kina studyjnego na film „Portret kobiety w ogniu”.
Bardzo ten film polecam. Warto go znaleźć i obejrzeć. Jest to dramat rozgrywający się w realiach XVIII – wiecznej Bretanii.
Na tle surowego wybrzeża Bratanii i znajdującej się tam posiadłości splatają się losy dwóch kobiet.
Arystokratycznej dziewczyny wydawanej bez jej zgody za mąż i malarki wynajętej aby bez wiedzy kobiety namalować jej portret dla przyszłego męża.
Sztuka oraz sytuacja pełna sekretów, kłamstw i obłudy wyzwala w obu kobietach wzajemne zainteresowanie, uczucie, a w końcu intymną głęboką relację.
Taka miłość, która w dzisiejszych czasach byłaby czymś normalnym, z szansą na kolejne rozdziały tej historii jest tylko chwilą. Dla nich jest tylko krótką chwilą, kiedy obie kobiety mogły być sobą, otworzyć swoje wnętrze przed drugą i być z kimś kogo w ogóle interesuje co druga strona czuje. Tęsknota za tym zostanie z nimi na zawsze. Ta tęsknota aż mnie bolała fizycznie przed ekranem…
Ten film obudził we mnie dużo refleksji i świeżej fali wdzięczności za to, że żyję w czasach, w których tyle mi wolno. Że jest to naturalne i oczywiste. A to było tak niedawno, gdy było zupełnie inaczej… Czuję wdzięczność za dokonania na polu ruchu feministycznego wszystkich kobiet w historii.
To tyle podsumowania, a tymczasem…
zapraszam na:
• migawki w postaci fotokolażu początku wpisu
Co się działo na blogu Places and Plants w styczniu?
Podróże:
https://placesandplants.com/podroznicze-podsumowanie-2019-roku/
https://placesandplants.com/pozary-w-australii-zywiol-pochlania-raj-jak-pomoc-australii/
poprzedni miesiąc:
https://placesandplants.com/migawki-miesiaca-grudzien-12-2019/
MIŁEGO DNIA I DO PRZECZYTANIA!
LISIA KITA
A jeśli podoba Ci się u nas na blogu to zostańmy w kontakcie!
• Zapisz się na newsletter, aby otrzymywać powiadomienia o nowym wpisie na email.
• Polub nasz fanpage i obserwuj na Instagramie – to dla nas sygnał, że dobrze Ci się czytało
• A jeśli tak było, to będzie nam super miło, jeśli zostawisz dwa słowa w komentarzu na dole. To nam daje ogromną motywację do pisania! A poza tym, chcemy Cię poznać, zamiast pisać do nie wiadomo kogo <3