Spełnione marzenie, czyli… spotkanie z kolibrem 🙂 Dziś będzie o niesamowitym spotkaniu i moim spełnionym małym marzeniu, czyli o tym jak spotkałam kolibra. Kolibry są jednymi z najbardziej niesamowitych stworzeń na świecie – nie dość, że są po prostu obłędnie piękne, to do tego jeszcze zakrzywiają czasoprzestrzeń! Jestem absolutnie zakochana w tych maluszkach! Nature is the best designer!
Spełnione marzenie… Magiczny moment spotkania z kolibrem 🙂
Na zdjęciach i filmach przyrodniczych kolibry podobały mi się zawsze, są prześliczne, a ich kolory są jak z bajki. Jednakże co innego oglądać je na zdjęciach i filmach, a co innego zobaczyć w naturze. W styczniu, kiedy podróżowaliśmy po Zanzibarze, udało mi się zobaczyć kolibra (identycznego jak ten, którego widzicie na zdjęciu) po raz pierwszy w życiu.
To było coś niesamowitego…! Maleństwo wielkości małego palca, fruwające z prędkością światła, nie… chyba szybciej! One fruwają jak elfy. Przy kolibrze czułam się jakbym dziaaaaaaaałaaaaaaaałaaaa w zwooooolniooooonyyyyym teeeeemmmmppieeee i jeszcze wolniej kojarzyła. Zanim zdoła się spróbować uchwycić go wzrokiem, koliber jest już kilka miejsc dalej, spojrzysz w tamto miejsce, jego już znowu dawno tam nie ma… Następnie na kilka sekund zawisł w powietrzu wysysając nektar z kwiatu mieniąc się wszystkimi odcieniami szmaragdowej zieleni i zanim zdążyłam wykrztusić „ach!” zniknął w ułamku sekundy z pola widzenia.
Wszystko trwało kilkanaście sekund i zanim mój powolny umysł ogarnął co widzi i wszystko dotarło, kolibra już nie było. To była czysta magia, a ja po tych kilkunastu sekundach zostałam porażona spotkaniem i zaczarowana. Poczułam ogromny niedosyt i natychmiast wypowiedziałam w przestrzeń swoje nowe marzenie…
„Chcę jeszcze spotkać kolibra, móc mu się przyjrzeć i zrobić zdjęcie”
W to ostatnie, to nawet sama niespecjalnie wierzyłam, że możliwe biorąc pod uwagę prędkość tych stworzonek i mój brak profesjonalnego sprzętu fotograficznego. Okazuje się, że głośno wypowiedzenie marzenia najwyraźniej podziałało…
Około półtora miesiąca później, na początku marca znaleźliśmy się na Kubie. I pewnego pięknego dnia, siedząc na ławce w pobliżu zarośli, czekając na Wilka i obserwując ptaki nagle usłyszałam dziwny dźwięk – jakby szybką, seryjną sekwencję kląskań przypominającą brzmieniem trzaski spowodowane spięciem na kablach elektrycznych lub w kontakcie. Zaintrygowana wstałam zobaczyć co jest źródłem tego dźwięku. Ze zdziwieniem odkryłam, że dochodził ze środka ukwieconego drzewa, a co więcej – dźwięk ewidentnie zmieniał swoje położenie.
Zajęło mi to dobrą chwilę, ale w końcu zlokalizowałam źródło i ujrzałam kolibra… identycznego jak ten na Zanzibarze. Całkowicie swoim zielonym kolorem wtapiał się w zieleń liści. Znowu, podobnie jak tamten, latał jak elf, uwijał się w okół kwiatów co pozwalało momentami na kilka sekund zatrzymać na nim wzrok. Znowu stałam nieruchomo, zahipnotyzowana chłonąc doświadczenie i starając się nadążać i śledzić jego ruch. I nagle… ptaszek podfrunął całkiem blisko mnie i usiadł na gałązce… Widział mnie i przyglądał mi się!
On siedział nieruchomo i się gapił na mnie, a ja stałam nieruchomo i się gapiłam na niego. W końcu postanowiłam zaryzykować i najwolniej jak umiałam sięgnęłam po aparat, wycelowałam i błagając, żeby nie odleciał zrobiłam mu kilka zdjęć. O dziwo, nie zareagował, ani nie spłoszył się. Co więcej, siedział już kilka minut, zaczął się czyścić, rozglądać, a potem znowu gapił się na mnie. Zaryzykowałam i w zwolnionym tempie podeszłam kolejne trzy kroki. Byłam już naprawdę blisko, a on dalej siedział, przyglądał mi się i ewidentnie pozował! Zrobiłam kolejne zdjęcia. Trwaliśmy w tej chwili z 15 czy 20 minut i była to…
jedna z najbardziej uroczych chwil w moim życiu
Udało mi się zrobić naprawdę dobre zdjęcia, z mnóstwem ostrych szczegółów. A szczególnie dumna jestem ze zdjęcia powyżej, na którym udało mi się uchwycić go z wystawionym językiem, co jest sporym osiągnięciem biorąc pod uwagę, że moment ten trwa to pewnie z ćwierć sekundy 😉
Ten koliber należy do najmniejszych na świecie, zdjęcia są w dużym powiększeniu. W rzeczywistości miał ok 6 – 7 cm i był długości dorodnego szerszenia. To Cuban emerald (Chlorostilbon ricordii).
Ta chwila rozkochała mnie w tych ptaszkach jeszcze bardziej! I mam nowe marzenia 🙂
⇓
chciałabym
zobaczyć na żywo w naturze oraz sfotografować
wszystkie gatunki kolibrów jakie istnieją
⇑
Ps.: A czytaliście o naszym największym marzeniu? 🙂
Kilka ciekawostek o kolibrach:
- Jest ponad 300 gatunków kolibrów na świecie
- Kolibry w zależności od gatunku mierzą od 5 do 13 cm.
- Machają skrzydłami od 50 do nawet 200 razy na SEKUNDĘ
- Latają z prędkością 15 metrów na sekundę, 54 km/h
- Ich język jest tak naprawdę słomką służącą do spijania nektaru z kwiatów
- Wypijają 10 kropli nektaru w ciągu… 15 milisekund 🙂
- Średnio 250 oddechów na minutę, a serce bije w rytmie do 1200 uderzeń na minutę
- Mogą latać na wprost, do tyłu, w lewo, w prawo, w górę i w dół oraz „stać” w powietrzu
- Zapamiętują lokalizację każdego kwiatu na swoim terytorium i czas kiedy ponownie wypełni się nektarem
Więcej niesamowitych rzeczy o kolibrach dowiecie się w filmów poniżej. Pierwszy 5 minut o kolibrach w zwolnionym tempie i w pigułce, a drugi godzinny film przyrodniczy, absolutnie niesamowity – warto! Bardzo polecam.
https://www.youtube.com/watch?v=ByzSRhvEEbc
♥
Jak Wam się podoba ten wpis i moje spotkanie? 🙂 Jakie są Wasze magiczne chwile? Wiecie, ten ułamek sekundy lub czasem dłużej, może pączek kwiatka, spojrzenie dziecka, piękne miejsce w lesie… kiedy wiesz, że to ten moment, który dla Ciebie coś znaczy 🙂 Będzie mi bardzo miło jak podzielicie się w komentarzach na dole! :*
Jeśli Ci się podobało, wesprzyj nas i polub na