1 rok bloga. Jak nie dać się zwariować?
Jak wygląda nieprofesjonalne blogowanie za kulisami? Jak blogować i nie dać się zwariować? Jak nie wpaść w błędne koło dążenia do perfekcji? Ten wpis będzie o refleksjach, które mnie naszły w dobie kryzysu po pierwszym roku blogowania.
Dziś wpis o pierwszych urodzinach bloga. Urodziny de facto minęły 1 lipca 2017. Piszę ten wpis z ponad miesięcznym opóźnieniem, bo… z okazji urodzin przeszłam swój chyba pierwszy większy kryzys blogowy. Dlatego w lipcu postanowiłam zrobić sobie miesięczną przerwę od pisania i pierdyliarda kwestii okołoblogowych przeznaczoną na przemyślenia, oddech i złapanie dystansu.
Bo wiecie co?
Blogowanie oprócz tego, że jest superciekawą, rozwijającą, motywującą, socjalizującą i pełną fajnych niespodzianek działalnością, to…
Bywa też strasznie frustrujące.
Tańczy, śpiewa, recytuje, cyka fotki i gotuje, krawaty wiąże i usuwa ciąże
Szczególnie frustrujące bywa, jeśli ma się dwie lewe ręce do kwestii technicznych, a za to dwie prawe półkule mózgowe, a do tego zdecydowanie nie jest się boginią marketinga. Bo nie wiem, czy wiecie (Ci co blogują to wiedzą ?), że bloger ma ręce urobione po łokcie. Słodki jeżu! Z tego co słucham, czytam i widzę, to bloger powinien się znać na wszystkim!
Trzeba umieć pisać uwzględniając sztukę storytelingu. Najlepiej starać się być ekspertem w swojej dziedzinie. Nawet jak jesteś Marynią piszącą o dupie Maryni, to najlepiej, żebyś z tej dupy zrobiła habilitację.
Robić świetne pod względem technicznym i artystycznym zdjęcia, w plenerze i w domowym studiu. I umieć je obrobić. To są podstawy, które trzeba mieć w małym palcu.
Warto znać przynajmniej kilka programów do obróbki, a przy okazji do modnych grafik i cytatów motywujących.
A za kulisami czeka jeszcze (a raczej przede wszystkim) wiedza techniczna. Bloger powinien wiedzieć jak ogarnąć domenę i hosting, konfigurować Wordpressa, motywy, wtyczki, witgety i dziesiątki innych kwestii. Dobrze byłoby liznąć samodzielnego programowania. To tak na dobry początek.
Potem trzeba poznać się m. in. na pozycjonowaniu, optymalizacji, robieniu back – up’ów, marketingu i promocji, analizie ruchu i zaangażowania.
Przeanalizować i określić jaka jest tegoż blogera grupa docelowa.
Oczywiście być na bieżąco, dużo i w odpowiednim czasie w social mediach – najlepiej wszystkich! Facebook i Instagram? Tylko dwa socjale? No to słabo…
Google Analitics i statystyki. W blogowaniu wszystko kręci się koło liczb i liczenia. Ilość wpisów, komentarzy, wejść, unikalnych użytkowników, odsłon, współczynnik odrzuceń, polubień, lajków na fajsie, udostępnień, obserwujących. A ja nigdy nie byłam maniaczką matematyki i liczb – eufemistycznie mówiąc 😀
I tak dalej. Szkoda czasu na wymienianie.
To tylko część rzeczy, które trzeba poznać. A co najbardziej frustrujące, że póki co, to mam wrażenie, że to się nigdy nie kończy. Wirtualna Hydra! Zamykasz jedną rzecz do zrobienia albo problem, to pojawiają się trzy kolejne. Jak w banku. A często nawet nie wiesz, dlaczego coś nie hula… No drugi etat do jasnej anielki!
Tak sobie myślę, że jeszcze zaginanie czasoprzestrzeni to jest podstawowa umiejętność, którą powinien posiadać bloger. Ilość czasu, którą zajmuje blogowanie jest po prostu abstrakcyjna. Wiem teraz, że znani blogerzy, co to podobno nic nie robią naprawdę ciężko pracowali na swój sukces. Od czasu kiedy sama odpaliłam bloga mój szacunek dla nich wzrósł razy kilka.
Jak blogować i nie dać się zwariować? Jak nie wpaść w błędne koło dążenia do perfekcji? Jak nie stać się jaszczurką zjadającą własny ogon? Jak nie zaplątać się w wirtualną sieć? Jak zrobić, żeby więcej było uczucia przyjemności, a mniej poczucia obowiązku? Takie i wiele innych pytań pojawiało się w mojej głowie.
Slow blogging, czyli jak nie dać się zwariować
Dyzio marzyciel – Julian Tuwim
Położył się Dyzio na łące,
Przygląda się niebu błękitnemu
I marzy:
„Jaka szkoda, że te obłoczki płynące
Nie są z waniliowego kremu…
A te różowe –
Że to nie lody malinowe…
A te złociste, pierzaste –
Że to nie stosy ciastek…
I szkoda, że całe niebo
Nie jest z tortu czekoladowego…
Jaki piękny byłby wtedy świat!
Leżałbym sobie, jak leżę,
Na tej murawie świeżej,
Wyciągnąłbym tylko rękę
I jadł… i jadł… i jadł…”.
W tym akapicie goszczę Dyzia Marzyciela 😉
Tak sobie rozmyślam powoli dochodząc do pewnych wniosków: jak to zrobić, żeby się niepotrzebnie nie narobić i mieć więcej czasu na chmury?
Bo tak jak napisałam na początku, blogowanie ma wiele cudownych aspektów. Wszystko mnie niezmiernie raduje, że powstaje i rośnie na blogu, że czytacie. Ale… jestem dzikusem i zawsze od ekranu komputera wolę krajobraz, a zamiast patrzeć jak rosną liczby, wolę iść do lasu i patrzeć jak rosną drzewa. Takie zboczenie! 😀
Co wymyśliłam do tej pory?
1. Odnaleźć swoje tempo blogowania
Moje kryzysowe przemyślenia są takie, że po pierwsze, chcę odnaleźć swoje tempo blogowania. Swoją własną harmonię.
Powoli dochodzę do wniosku, że moją ścieżką chyba będzie slow blogging ? Idea slow life jest mi szczególnie bliska i myślę, że spróbuję przeflancować ją do świata wirtualnego. Jest to raczej wbrew wszelkim trendom z wirtualnej bajki „szybciej – dalej – więcej”, ale trudno. To nie moja bajka i mi się nie śpieszy. Może będę robić małe kroczki, może zostanę w tyle, ale wolę w międzyczasie mieć czas na poleżenie na hamaku i gapienie się w chmury bez poczucia, że „mam lekcje do odrobienia”.
2. Pracować efektywniej i krócej
Chcę znaleźć metodę, aby pracować nad wpisami efektywniej, a za to krócej. Starać się nie ulegać skłonnościom do prokrastynacji oraz nadmiernej wyimaginowanej perfekcji.
3. Delegowanie
Po trzecie, chyba dobrym pomysłem będzie (w miarę możliwości finansowych) więcej prac delegować – szczególnie technicznych, którymi zajmowanie się zdecydowanie nie sprawia mi przyjemności i satysfakcji. Szkoda czasu, a chmury uciekają! 😀
Win – win. Jak możesz mnie i innych twórców wesprzeć?
Podziel się uczuciem, dobrym słowem, opinią, kliknięciem. Daj znać, że Ci się podobało. Po prostu dziel się!
To ostatnia refleksja, która naszła mnie po roku blogowania. Była też o tym mowa ostatnio na See Bloggers (które to wydarzenie też okazało się zastrzykiem motywacyjnym, który przyszedł w sama porę 😉 ). Sama zawsze byłam cichym czytelnikiem blogów i nigdy się nie udzielałam. Byłam jak duch, który się pojawia, czyta, myśli „jaki super tekst” i znika bez śladu. Teraz „jaki super tekst” staram się pisać pod nim w komentarzu ?
Od czasu kiedy sama mam bloga, dotarło do mnie jak ważne jest, żeby zostawiać twórcom swój pozytywny feedback. Jasne, nie zawsze się da, ale jeśli te kilka sekund mogę poświęcić – to warto.
Dlaczego to takie ważne?
To nas wspiera, wiemy, że ktoś tam jest, komu się podobało. Chce nam się chcieć. Sprawia, że nie piszemy w wielką, czarną internetową dziurę, która wszystko zasysa niewiadomo dokąd.
Każdy komentarz na blogu, czy reakcja na Facebooku pomaga nam też bardzo realnie! Wpisy się lepiej pozycjonują, a każdy lajk pod postem, komentarz lub udostępnienie w social mediach sprawia, że posty są lepiej widoczne i trafiają do większej ilości osób. Każda nasza reakcja się liczy i ma wymierny skutek.
Ważne też dla siebie samego. Bo dzielenie się pozytywnymi uczuciami jest fajne i buduje. To bardzo miłe dać komuś znać, że przeczytałam, podobało mi się, albo że mam coś do dodania.
Last but not least! W dobie zalewającego internet i świat realny hejtu… dzielmy się miłością!
To co możesz zrobić dla mnie i dla innych twórców w internecie?
Komentuj artykuły na blogach.
Polub fanpage na FB. Upewnij się, że masz zaznaczone obserwowanie, a ulubione fanpage możesz w ustawieniach obserwowania zaznaczyć w opcji „wyświetlaj najpierw”. Lajkuj, komentuj i udostępniaj wpisy. Pamiętaj, że każda reakcja się liczy i wymiernie przekłada na widoczność danego fanpage’a – nawet tylko lajk lub emotikon, choć komentarz oczywiście najbardziej 🙂
Obserwuj konto na Instagramie. Tam też rozdawaj serduszka i komentuj.
Jeśli oglądasz np. filmiki na You Tube, to załóż konto, subskrybuj ulubione kanały, dawaj łapki w górę i napisz dwa słowa.
I tak dalej.
Wszędzie, gdzie masz możliwość przekazania komuś, że Ci się podobało to co zrobił, to zrób to! W świecie realnym też!
♥
A na sam koniec, z kronikarskiego obowiązku podsumowania pierwszego roku blogowania troszkę tych „cennych” i rozpalających umysły liczb! 😀
Przez te 13 miesięcy istnienia bloga powstały 93 wpisy. Na bloga weszło 16 252 użytkowników i zostawiło 830 komentarzy. Fanpage polubiło 570 osób. Na Instagramie konto obserwują 164 osoby, a tam znajdziecie 207 zdjęć. Byłam na 3 spotkaniach dla blogerów. Przeżyłam 1 duży kryzys i z 5 mniejszych. Przede mną kolejne 12 miesięcy.
Mam nadzieję, że wytrwam! ?
♥
Dajcie znać jak Wam podobał się ten wpis? Chętnie też się dowiem, czy przechodziliście podobne kryzysy twórcze ( w blogowaniu lub czymś innym)? Jak sobie poradziliście? Każda rada na wagę złota 😀
A jeśli podoba Ci się u nas na blogu to zostańmy w kontakcie! Polub nasz fanpage i obserwuj na Instagramie. Będzie nam bardzo miło i dasz sygnał, że jesteś! <3
Miłego dnia! Lisia Kita