Na początku czerwca wróciliśmy z trzydniowego pobytu w Wiedniu. Jakby ktoś wcześniej mnie pytał, to musiałabym przyznać, że owszem, Wiedeń był na mojej bucket list, ale zdecydowanie nie plasował się na szczególnie wysokich pozycjach. Wiecie – takich do odwiedzin w pierwszej kolejności. Był sobie na tej liście na bliżej nieokreślone kiedyś. Niby wiedziałam, że Wiedeń z pewnością jest piękny, że przyjdzie dzień, kiedy go z tej listy odhaczę, ale jakoś specjalnie mocno mnie nie ciągnęło. Aż tu… niespodzianka!
Los sprawił, że nadarzyła nam się okazja wypadu do Wiednia na kilka dni. A okazjom do wyjazdu z zasady rzadko mówimy „nie” 😉 No chyba, że coś wyjątkowo szpetnie pokrzyżuje nam plany. Także tej okazji powiedzieliśmy ochoczo „tak” i w rezultacie udało nam się spędzić w Wiedniu całe 3 dni. Bardzo się cieszymy, zwłaszcza, że tak się ładnie złożyło, że w maju byliśmy w Budapeszcie, więc w rezultacie, w tym krótkim odstępie czasu poznaliśmy bliżej terytoria ex – monarchii austro – węgierskiej.
Przed wyjazdem, Wiedeń jako miasto, kojarzył mi się głównie z elegancką architekturą i niemieckim ordnungiem (i to w wersji pro). Jak oboje z Wilkiem później stwierdziliśmy, skojarzenie było jak najbardziej słuszne. Ale okazało się też, że Wiedeń jest nie tylko ładny, ale i bardzo ciekawy. Tip numer jeden jest taki – nie dajcie się zwieść pierwszemu wrażeniu. Bo na pierwszy rzut oka Wiedeń może robić wrażenie wywyższającej się piękności. Natomiast przy bliższym poznaniu zdecydowanie da się go oswoić.
1. Architektura Wiednia
Architektura jest wręcz wizytówką tego miasta i tym co od razu na wstępie rzuca się (dość nachalnie 😉 ) w oczy. Nie ma możliwości jej nie zauważyć, nawet gdyby ktoś miał jak najszczersze chęci tak uczynić. Na dzień dobry ustala hierarchię naszej znajomości, która obowiązuje aż do momentu pożegnania. Ona – wielka i dominująca, ja – malutka i nieco przytłoczona. Mam zresztą po wizycie w Wiedniu taką refleksję, że nie wiem jak w innych kwestiach, ale w architekturze wielkość zdecydowanie ma znaczenie 😉
Pałace cesarskie są ogromne, budynki użyteczności publicznej są ogromne, „zwykła” architektura miejska i budynki mieszkalne też. Całość, przynajmniej w centrum, na początku aż przytłacza swoją wielkością, bogactwem i elegancją pisaną przez złote „e”. Właśnie, zapomniałabym – jeszcze dodajmy do tego sporo świecącego pełnym blaskiem złota to tam, to siam na elewacjach i detalach. Od tego blasku, aż ciśnie się na usta: „Marian! Tu jest jakby luksusowo!” 😀
Architektura jest naprawdę monumentalna, ale żeby nie było – zachwycająca też! Całe centrum miasta ze względu na ten rozmach oraz ilość zabytków, wpisane jest na listę UNESCO. Im dłużej człowiek chodzi tymi ulicami, wśród tego przepychu architektury (dominuje historyzm oraz duma Wiednia, czyli secesja) tym szybciej robi się coraz mniejszy… Aż w końcu robi się taki zupełnie malutki – jak Alicja w Krainie Czarów i wtedy spotyka ogromnego, różowego królika (patrz zdjęcie tytułowe)! 😀
Tak się zastanawiam się jakby to było, gdyby człowiek od oseska wychowywał się w takim pięknym i spójnym architektonicznie miejscu? Nasiąkałby od małego takimi eleganckimi widokami i atmosferą, zamiast warszawskiego wizualnego pierdolniczka. Wiadomo przecież, że przestrzeń publiczna wpływa na naszą percepcję świata i samopoczucie. Ciekawe czy miałoby się inny gust, albo charakter? Jak myślicie?
2. Wiedeńskie ogrody i parki
Drugą rzeczą, na którą warto zwrócić w Wiedniu uwagę, są ogrody i parki. Rewelacja. Oprócz tego, że są piękne, to dodatkowo bardzo się przydają, gdy obcowanie z architekturą zaczyna nas co nieco przytłaczać 😉
Byliśmy w Wiedniu tylko 3 dni, więc nie zdążyliśmy zobaczyć wszystkich, ani nawet dogłębnie poeksplorować tych, w których byliśmy. Nie mniej jednak, nawet takie liźnięcie tematu pozwala nam sformułować śmiały wniosek, że w Wiedniu bardzo dobrze umieją w ogrody i parki. I to w różne rodzaje. Są ogrody przy pałacach projektowane pod linijkę, są parki miejskie na luzie, są ogrody kwietne i są parki, w których jest jak w lesie.
Ja zakochałam się w sumie w niewielkim (i wcale nie najpiękniejszym na tle innych, bo z reguły wolę mniej uładzone miejsca) parku Volksgarten, który kupił mnie… różami. Chyba w życiu nie widziałam tak pięknego rosarium i tylu gatunków róż! Starsze krzaki różane są imponującej (jakże by inaczej) wielkości i na początku czerwca wszystkie wręcz uginały się pod ciężarem kwiatów i pąków. A zapach unoszący się w tym parku to czysty obłęd. No bajka po prostu. W ogóle widzę, że w Austrii wiedzą jak zrobić różom dobrze, bo wszędzie gdzie były, to krzaki wręcz eksplodowały kwiatami. Nie wiem czym oni je karmią, ale chyba frytkami z majonezem. Uwielbiam róże i odurzałam się ich wonią do upojenia, więc teraz Wiedeń kojarzy mi się z dwoma zapachami: róż i … piwnych precli 😀
Poza tym w Wiedniu można (a nawet koniecznie trzeba) zobaczyć przypałacowe Ogrody Schonbrunn, które są ogromnym terenem zielonym w środku miasta. Można tam znaleźć ogrody, część parkową, Rosarium, Oranżerię, Palmiarnię i Zoo. Włóczyliśmy się po nich kawał czasu, czyli realnie do momentu kiedy przepadłam na dobre w Palmiarni. Mam straszną słabość do Palmiarni w starym stylu, nic na to nie poradzę. Co ciekawe, odkryliśmy jeszcze, że najwyraźniej w Wiedniu nie jest tak sztywno jak by się mogło wydawać – w pałacowych ogrodach można sobie piknikować, leżeć i opalać się na trawie – i to nawet topless. Taki luz!
Drugim parkiem, który robi duuuże wrażenie jest Wiener Prater – ogromy park o charakterze leśnym, położony na dawnych terenach łowieckich Habsburgów. Bardzo żałowałam, że nie mamy czasu, żeby spędzić w nim cały miły, leniwy dzień. Dla miłośników lunaparków i kiczu donoszę, że w jednej części tego ogromnego terenu znajduje się słynny lunapark Wurstelprater, ale o tym będzie kiedy indziej.
Z kolei Stadpark to pierwszy wiedeński park publiczny, który słynie z tego, że znajduje się tam pomnik Johanna Straussa. Pomnik jest dosyć niezwykły, bo… złoty. Taki polerowany złoty. Błyszczy, aż oczy bolą. Korciło mnie sprawdzić, czy nie ma gdzieś z tyłu metki Versace 😀 No ale. Kto bogatemu zabroni? Mi bardzo spodobały się w tym parku bardziej utylitarne kwestie, czyli np. ogromne ilości ławek ustawionych ciasno obok siebie wzdłuż alejek. Mnóstwo miejsca do siedzenia, nie trzeba polować aż coś się zwolni. Poza tym jest w samym centrum, czyli bardzo pod ręką w razie nagłego osłabienia od nadmiaru luksusu 😉
3. Wiedeń i sztuka
Trzecią rzeczą jest sztuka. Jeśli chodzi o Wiedeń to również w temacie sztuki jest tutaj na bogato. Wiedeń ma naprawdę godne pozazdroszczenia zbiory sztuki. Znowu – przez trzy dni zwojowaliśmy w tym temacie tylko trochę i pewnie więcej moglibyśmy napisać na temat co chcemy w przyszłości zobaczyć, niż na temat tego co zobaczyliśmy 🙂 W każdym razie to, co udało się zobaczyć zrobiło na nas spore wrażenie.
Ponieważ czas nie jest z gumy i musieliśmy nim rozsądnie gospodarować, to na dobry początek postanowiliśmy odfajkować must see, czyli słynny „Pocałunek” Klimta. Obraz ten znajduje się w Belvederze. Muszę przyznać, że moje odczucia są mieszane. Z jednej strony, gdy stanęłam przed nim, to miałam ciarki ekscytacji i uważam, że jest naprawdę wspaniały jeśli chodzi o przedstawienie emocji. Bardzo się cieszę, że go poznałam, poczułam i mogłam przyjrzeć się z bliska detalom i pracy pędzla. Z drugiej strony, obraz ten jest tak wyeksploatowany komercyjnie jako motyw dekoracyjny, że mam po prostu po dziurki w nosie jego widoku… Znam go jeszcze z Polski z kubków, toreb, biżuterii, a w sklepach z pamiątkami w Wiedniu jest po prostu lawina bzdet z nadrukiem w „Pocałunek”… Nie będę ciągnąć tematu, bo mogłabym się zagalopować w niemiłe rejony. Zamiast tego powiem tylko, że w Belwederze jest jeszcze dużo innych świetnych, a mniej znanych obrazów Klimta i mnóstwo wspaniałej sztuki XIX i XX w. i nie tylko – creme de la creme po prostu. A to tylko jedno z wielu, wielu miejsc, gdzie można doświadczać kontaktu ze sztuką w Wiedniu.
Teraz przechodzimy do – tak mi się wydaje – nieco mniej znanego artysty, a mianowicie Friedensreicha Hundertwassera. Kojarzycie tego pana? Ja znałam go do tej pory z prelekcji o jego unikatowej, kolorowej architekturze, którą usłyszałam wiele lat temu na wykładach w warszawskiej Zachęcie. Od tamtej pory wiedziałam, że muszę kiedyś zobaczyć jego realizacje na żywo. W takiej sytuacji obejrzenie słynnego Hundertwasserhaus było dla mnie jednym z kluczowych zadań do wykonania w Wiedniu 😉 Oprócz powyższego budynku, jest on także autorem budynku muzeum Kunst Haus oraz … spalarni śmieci w Spittelau (do której z braku czasu nie dotarliśmy).
Oczywiście zachwyciliśmy się jednomyślnie z Wilkiem samą architekturą Hundertwassera. Ponadto to jeśli chodzi o mnie, to ogromnie poruszyło mnie muzeum poświęcone artyście w budynku Kunst Haus. Bardzo dużo można było się z ekspozycji oraz prezentowanego filmu dowiedzieć jakim Friedensreich był niesamowitym człowiekiem. Artystą i aktywistą barwnym, kreatywnym, twórczym, kontestującym konsumpcyjny i konformistyczny styl życia, człowiekiem zakochanym w naturze, działającym na rzecz środowiska, a do tego wszystkiego niesamowicie wrażliwym. Już kilkadziesiąt lat temu przewidział dramat, który mamy teraz, czyli zniszczenie środowiska i zalew plastikiem… Reasumując – zakochałam się od pierwszego wejrzenia. Człowiek z mojego plemienia. Będę jeszcze o nim czytać i mam nadzieję napisać kiedyś dłuższy wpis na blogu na jego temat.
A na koniec jeszcze ciekawostka. Pierwszego dnia w Wiedniu trafiliśmy na duży letni koncert muzyki klasycznej w Ogrodach Schonbrunn. Nie byłoby w tym nic dziwnego – to Wiedeń! Natomiast zaskoczyła nas mocno ilość osób, która zaczynała się rozkładać i koczować w ogrodach, żeby zobaczyć koncert … i dobre kilka godzin przed! Koncert był biletowany, ale tabuny ludzi zajmowały miejsca, żeby posłuchać za free. Postanowiliśmy pojechać do hostelu, przebrać się i wrócić wieczorem. To co zobaczyliśmy po powrocie to dzikie tłumy ludzi próbujących wbić się do parku! Starych, młodych, młodzieży – chyba cały Wiedeń się zjechał. Ludzie szturmowali i przeskakiwali mury! Przypominam – żeby posłuchać muzyki klasycznej. Nie lubię porównywać i generalizować, ale zupełnie nie mogę sobie wyobrazić sytuacji, że w Polsce młodzież i dorośli wdrapują się i przeskakują ogrodzenia, żeby wbić się na krzywy ryj posłuchać opery 😀 Kurtyna.
♥
Mam nadzieję, że poczuliście się zainspirowani trzema rzeczami za, które polubiłam Wiedeń i nabraliście ochoty na wizytę w tym pięknym mieście. Gorąco polecam. Rzeczy jest oczywiście jeszcze więcej, bo Wiedeń ma mnóstwo do zaoferowania.
Ale o tym przeczytacie w jednym z kolejnych wpisów, a poniżej zajrzyjcie koniecznie na wpis z informacjami praktycznymi! Znajdziecie tam informacje, jak zorganizować sobie wyjazd. O tym jak najwięcej skorzystać oraz nie pójść z torbami podczas zwiedzania, a wręcz przeciwnie – zaoszczędzić dużo cennych euro monet i jeszcze więcej czasu! 🙂
Dajcie mi znać w komentarzach na dole czy macie Wiedeń na swojej bucket list? A jeśli byliście już w tym mieście, to piszcie koniecznie co Wam się podobało, a co nie i jakie są Wasze wiedeńskie polecenia! A jeśli znacie osobę, którą ten temat może zainteresować to podrzućcie koniecznie, dziękuję <3
MIŁEGO DNIA I DO PRZECZYTANIA! LISIA KITA
A jeśli podoba Ci się u nas na blogu to zostańmy w kontakcie! Polub nasz fanpage i obserwuj na Instagramie. Daj sygnał, że czytasz w komentarzu na dole, to nam daje motywację do pisania! ? <3