Jak zagospodarowaliśmy przedłużony weekend sierpniowy? W tym roku świąteczny dzień 15 sierpnia wypadł w poniedziałek, dzięki czemu, razem z weekendem zyskaliśmy 3 dni wolnego. Dodatkowy wolny dzień do wykorzystania w sierpniu to miła rzecz i nigdy nim nie gardzimy. Dla nas ekstra dzień jest na wagę złota i zawsze staramy się go konstruktywnie wykorzystać. Konstruktywnie w naszym języku to synonim słów podróżować, włóczyć się, zwiedzać 😉 W zeszłym roku w tym terminie cieszyliśmy się nieco dłuższym pobytem na Mazurach – o tym właśnie wyjeździe wspominam we wpisie o malowaniu.
W tym roku, mając do dyspozycji tylko trzy dni, postanowiliśmy wybrać się na Sierpniową Włóczęgę autem terenowym z firmą Polskie Bezdroża, która organizuje turystyczne trasy dla wszystkich chętnych z napędem 4×4. Muszę od razu zdradzić, że nie jest to nasz pierwszy wyjazd z Anią i Kosą z Polskich Bezdroży, więc tak naprawdę to nie spociliśmy się wymyślając gdzie tu jechać, tylko po prostu postawiliśmy na pewniaka. Wiedzieliśmy z góry, że jak zawsze bardzo fajnie spędzimy ten czas i wykorzystamy go tak jak lubimy najbardziej. Oto niewielki procent tego co widzieliśmy, bo de facto zdjęć było z dziesięć razy tyle.
A na czym w ogóle polega taka Sierpniowa Włóczęga?
Sierpniowa Włóczęga 2016 to trzydniowa trasa po Mazowszu, pokonywana autem terenowym, czyli z napędem 4×4. Jest to trasa typowo turystyczna, a nie przeprawowa, czyli jeździmy, zwiedzamy, podziwiamy przyrodę, ale nie walczymy w błocie. Trasę pokonujemy według wskazań specjalnie opracowanego roadbooka, więc najlepiej, jeśli w aucie jest chociaż dwuosobowa ekipa – kierowca i nawigator (to ja!). Ale są też osoby, które jeżdżą solo. Jak takie nawigowanie wygląda? Roadbook podzielony jest na kratki z zamieszczonymi odległościami oraz piktogramami ilustrującymi w sposób symboliczny punkt w terenie, do którego trzeba dojechać. Jeździmy od punktu do punktu określoną odległość i za każdym razem restartujemy metromierz na zero. Nad prawidłowym poprowadzeniem kierowcy czuwa nawigator. Czyli przykładowo mówię do Wilka, który prowadzi:
– Dziewięćset metrów, na rondzie prosto, restart.
– Tysiąc trzysta, zjazd z asfaltu na polną, na lewo przy kapliczce, restart.
– Czterysta pięćdziesiąt, zwrot na godzinę 17, w słabo widoczną leśną, restart.
I tak dalej, przez trzy dni, około 120 km dziennie. Jak wygląda taki roadbook przygotowany przez Polskie Bezdroża, możecie zobaczyć poniżej na zdjęciu. Ale sam roadbook to nie koniec zabawy, bo dodatkowo można jeszcze szukać przygotowanych fotozagadek, które jak się okazuje nieźle podsycają ducha rywalizacji. Dostajemy od Ani i Kosy kartkę ze zdjęciami fragmentów rozmaitych obiektów, które można zobaczyć po drodze na trasie. Jeśli uda się zauważyć któryś obiekt, zaznaczamy numerem kratki z roadbooka. To wcale nie jest takie łatwe prowadzić, nawigować i szukać zagadek! Trzeba być uważnym i spostrzegawczym, no i nie da się ukryć, że im więcej osób w aucie tym przewaga wzrasta. Na zwycięzców czekają nagrody, a same zagadki to świetna zabawa oraz gorący temat spotkań z innymi uczestnikami na trasie i wieczorami przy ognisku. A dokąd w ogóle jedziemy?
Dokąd zabiorą nas Polskie Bezdroża?
Tegoroczna Sierpniowa Włóczęga została opracowana przez Polskie Bezdroża po północno – wschodnim Mazowszu. Trasa przebiegała przez sielskie mazowieckie krajobrazy. Ale oddajmy głos organizatorom:
„Przez trzy dni będziemy pokonywać mazowieckie polne drogi i leśne dukty, zwiedzając najpiękniejsze i najbardziej klimatyczne miejsca, starannie unikając jazdy asfaltem. Wieczorem rozbijemy namioty i przy blasku ogniska poprowadzimy długie Polaków rozmowy.”
Tak było, jak tam byłam, cydr i herbatę piłam! Przez bite trzy dni eksplorowaliśmy zakątki Mazowsza – od zabytków po czystą przyrodę. Zobaczcie gdzie się włóczyliśmy, co widzieliśmy i jak cudownie spędziliśmy czas. Zapraszam na fotorelację z Sierpniowej Włóczęgi!
Dzień 1.
Naszą trasę rozpoczęliśmy w okolicach Mińska Mazowieckiego. Zbiórka, śniadanie i w drogę!
Spotykamy też całe tuziny bocianów i tabuny Maryjek. Bardzo lubię kapliczki z Maryjkami i fotografuję je do swojego zbioru, a ponieważ jakby nie było, to dzięki jej świętu (Wniebowzięcie Najświętszej Maryi Panny) my mamy ekstra dzień wolny do wykorzystania, to zamieszczam kilka z kilkudziesięciu zdjęć kapliczek sfotografowanych po drodze.
Po drodze mijamy wioski, mniej lub bardziej nowoczesne. Udaje się zobaczyć trochę starych drewnianych domów.
Koniec żartów. Zagłębiamy się w leśne ostępy i mazowieckie dżungle.
Dojeżdżamy do Kościoła św. Leonarda w Liwie oraz do Zamku Książąt Mazowieckich. Kościół jest neogotycki, więc nie będziemy się nad nim rozwodzić, ale jedna rzecz jest tam naprawdę godna uwagi i pochwały. W okół kościoła rosną stare drzewa, a przed każdym umieszczone są żeliwne tabliczki z rymowankami o poszanowaniu drzew i przyrody. Takie nauki popieramy!
Zamek Zbrojownia Liw to najstarszy zachowany zabytek architektury na pograniczu mazowiecko – podlaskim. Jego początki sięgają XI-XII w i jako gród ochraniał przed najazdami Jadźwingów, Rusinów i Litwinów. Ale to tylko początek jego fascynującej historii. Straszy tutaj też Żółta Dama – jeśli ktoś lubi duchy. Mieliśmy szczęście, bo całkowitym rzutem na taśmę trafiliśmy na turniej rycerski. Ponieważ zamek już kiedyś zwiedziliśmy, to mogliśmy bez wyrzutów sumienia oddać się igrzyskom dla ludu 🙂 Dzielni rycerze tak się naparzali, że aż miło było popatrzeć! Pióra leciały, poszło ogrodzenie, a gawiedź aż pokrzykiwała z podekscytowania. Kiedy już wyłuskałam z kurzawy swojego wybranka, któremu zaraz miałam zarzucić chustę na łeb i wrzasnąć: „mójcion!” (ten w biało – czerwonym na zdjęciu poniżej), to przyszedł Wilk, zgarnął mnie w dalszą drogę i cały romantyczny plan diabli wzięli.
Ruszamy dalej w drogę podziwiając mazowieckie krajobrazy i wybałuszając oczy w poszukiwaniu zagadek.
Docieramy do Węgrowa. W Węgrowie koniecznie trzeba zerknąć na Kościół farny z XVI wieku. Ciekawostką wartą odnotowania jest informacja, że w zakrystii znajduje się słynne Zwierciadło Twardowskiego, którym czarnoksiężnik czynił swe magiczne sztuczki. Przeglądały się w nim ponoć takie sławy jak Zygmunt August i sam Napoleon. Wieść gminna niesie jednak, że zwierciadło przynosi nieszczęście, więc uznaliśmy, że lepiej nie kusić losu i nie skorzystaliśmy. Ciekawe, czy aby proboszczowi nie szkodzi? 😉 W Węgrowie warto też zwrócić uwagę na architekturę – kamienice na rynku oraz mnóstwo zachowanych starych, drewnianych domów w samym miasteczku.
Ruszamy dalej – przed nami góry, lasy i morza!
Po drodze w roadbooku jest jeszcze Treblinka, którego to miejsca nie zwiedzamy, bo już zrobiliśmy to kiedy indziej. A to zdecydowanie nie są rzeczy, które ogląda się po kilka razy. Za to zatrzymujemy się jeszcze przy sanktuarium w Prostyniu, gdzie można obejrzeć bardzo nietypowy kościół neoromański. Jest też ciekawa kapliczka poświęcona Św.Annie z cwanym napisem, który szedł jakoś tak: „Święta Anno poproś wnuka, niech każdy znajdzie czego szuka”. Ładnie to tak babcię Jezusa wkręcać, żeby go namówiła, żeby spełniał nasze życzenia?! 😉
Dzień chyli się ku zachodowi, a my – jak zwykle na końcu – docieramy nad rzekę Bug na nasze miejsce biwakowe. Jest zjawiskowe! Piękne, bogate gatunkowo łąki nadbużańskie, skarpa, na której nocujemy i rzeka w dole – czego chcieć więcej? Mazowsze jest przepiękne…
Obozowisko rozbite, więc można się oddać zasłużonemu relaksowi. Trzeba się posilić i popić, bo nie ma lekko – po całym dniu jeżdżenia przed nami jeszcze nocne Polaków rozmowy przy ognisku.
Dzień 2.
Mimo intensywnego dnia poprzedniego i czuwania przy ognisku, zaczynamy dość wcześnie. Wstajemy z kurami, żeby złapać wschód słońca nad Bugiem. Wszyscy jeszcze śpią w najlepsze. Cisza. Wschód jest nazwijmy to… minimalistyczny. Ale za to udaje się uchwycić piękne poblaski na chmurach i ich odbicia w wodzie, mgły pełzające po brzegu oraz wodnego stwora, który narobił strasznego rabanu jak wychyliliśmy się z namiotu. Bóbr, wydra? Nie wiemy, więc wracamy do namiotu przespać się z tym problemem jeszcze ze dwie godzinki.
No ale – śniadanie śniadaniem, a obowiązki czekają. Po zjedzeniu wegańskiej, biwakowej wersji english breakfast, czyli fasolki w sosie pomidorowym, kiełbasek sojowych i pomidorków jesteśmy gotowi na nowy dzień. Koniec guzdrania, trzeba zwijać obozowisko i ruszać w drogę po nowe przygody!
Sam Brok i jego okolice postanawiamy zostawić sobie na kiedy indziej na dogłębniejszą penetrację na rowerach, bo jak się okazuje jest tam sporo do obejrzenia. Zatrzymujemy się tylko obejrzeć kościół parafialny Św. Andrzeja Apostoła, ale z zewnątrz bo akurat trwa msza. Ruszamy dalej. Po drodze przejeżdżamy przez wieś Sieczychy, gdzie w akcji „Taśma” w 1943 roku zginął Tadeusz Zawadzki „Zośka” wsławiony akcją pod warszawskim Arsenałem. Stajemy też przy niesamowitym drewnianym kościółku w Porządziu, który został wzniesiony ze starych desek pozyskanych z innego, zniszczonego kościoła.
Po dalszych nieprzebranych kilometrach docieramy do Bagna Pulwy. Z opisu w roadbooku:
„Do końca XIX w. Pulwy były tajemniczym nieprzebytym bagnem, zresztą kurpiowskie słowo „pulwy” oznacza właśnie bagno. Kiedyś uznawano je za „obszar niczyj” – stanowiły granicę geograficzną i utrudniały kontakty między ludźmi mieszkającymi po ich obydwu stronach. I tak na zachód od wielkich mokradeł przez stulecia rozwijała się kultura Mazowsza, a na wschód od nich kultura podlaska. Prawdopodobnie najpierw istniało w tym miejscu wielkie jezioro, które było starorzeczem pra-Narwi, a następnie przekształciło się w mokradło, które od lat 30. XXw. było sukcesywnie meliorowane i osuszane. Do tej pory znajdują się tu głębokie pokłady torfu, w niektórych miejscach sięgające nawet 6m miąższości.”
Obecnie Pulwy to 60 km2 łąk o niesamowitej bioróżnorodności. Zatrzymujemy się na dłużej pokontemplować kwietne łąki, a mnie ciekawi, czy nocą udałoby się tu spotkać jakieś wodno – bagienne słowiańskie upiory…?
Musimy ruszać dalej, komu w drogę temu czas. Czeka nas jeszcze sporo atrakcji.
Udało się! Żyjemy. To nasi na poboczu! Najwyraźniej wszystkim dała się we znaki ta mrożąca krew w żyłach przeprawa. Odpoczywamy na pikniku podnosząc sobie poziom cukru samymi niezdrowymi rzeczami, ale należy nam się!
Po takich przeżyciach, reszta dnia to betka. W roadbooku mamy do obejrzenia „Kuźnię Kurpiowską”, czyli chatę – izbę pamięci kultury Kurpi Białych, ale niestety jest zamknięta. Kolejny przystanek to Rezerwat Stawinoga, którego sercem są stare stawy rybne, a swoje miejsca lęgowe ma tu ok 25 gatunków ptaków. Robię solidny spacer, ale brzegi są tak zarośnięte wysokimi trzcinami, że ptaki owszem słyszę, ale niewiele widzę. Jednak zapisujemy to miejsce na przyszłość. Kiedyś zjawimy się tam rankiem, z drabiną i aparatem z solidnym zoomem i nic się przed nami nie ukryje. Po drodze mijamy widoki jak z Mazur, zatrzymujemy się jeszcze na chwilę w lesie z dziwnymi kształtami sosen i spotykamy truskawkę mutanta.
Dzień zbliża się ku końcowi, a my docieramy do agroturystyki „Żabi raj” gdzie dziś nocujemy. Rozkładamy obozowisko i przy obowiązkowym ognisku nasz tabor 4×4 odpoczywa po kolejnym dniu pełnym wrażeń. Nadchodzi wyczekiwana chwila rozstrzygnięcia konkursu spędzającego sen z powiek załogom. Powietrze aż skrzy od napięcia, ludzie obgryzają palce do kości. Okazuje się bowiem, że zagadki były więcej niż podchwytliwe. Wygrywa Mariusz z przewagą jednej fotozagadki, z zaraz za nim… my! Drugie miejsce na pudle. Bardzo dobrze – dostatecznie! Brawo my!
Dzień 3.
Dzień trzeci i ostatni. Dziś już wolniejsze tempo i celebrujemy śniadanie do granic niemożliwości. No ale w końcu trzeba zebrać du…szę w troki, spakować manatki i ruszyć w drogę. W końcu istotą włóczęgi jest podążanie przed siebie, a nie siedzenie na czterech literach.
Pierwszym dłuższym przystankiem tego dnia jest Twierdza Modlin. Jest to kompleks zabytkowy na ogromną skalę i żeby tak naprawdę odhaczyć to miejsce jako zwiedzone i poznać jego historię, to trzeba by wybrać się tam na cały dzień z przewodnikiem. Dziś tyle czasu nie mamy, więc decydujemy się na niewielki spacer oraz na wejście na Wieżę Tatarską skąd podziwiamy rozległą panoramę zbiegu dolin Wisły i Narwi. Niesamowite! W oddali na wyspie u zbiegu obu rzek widać imponujące ruiny spichlerza zbożowego. Jest klimat! W roadbook’u wyczytujemy ciekawostkę, że spichlerz „zagrał” w „Panu Tadeuszu” Wajdy Zamek Horeszków. No proszę.
Zostawiamy Twierdzę Modlin za sobą, zostawiając jej solenną obietnicę, że wrócimy i zeksplorujemy ją do ostatniej cegły. Przy wyjeździe zatrzymuję się jak zahipnotyzowana przy „restauracji” znajdującej się na wjeździe do Twierdzy. To jest zagadka z prawdziwego zdarzenia! Dlaczego „restauracja” przy historycznym obiekcie jakim jest Twierdza Modlin nazywa się „Akwarium”? Dlaczego serwuje pizzę z pieca, skoro nazywa się „Akwarium”? Dlaczego na banerze jest delfin? Ani delfiny nie żyją w Narwi, ani w Wiśle, ani nawet w akwarium i z tego co mi wiadomo pizzy nie żrą. Pizza z akwarium też raczej dobrze nie brzmi… Pytaniom nie było końca! Kto rozwiąże ten rebus?
Ruszamy dalej przepiękną drogą wzdłuż nadwiślańskich wałów kierując się w stronę Kampinoskiego Parku Narodowego.
Po drodze zajeżdżamy pod neogotycki Kościół św. Małgorzaty Dziewicy i Męczennicy w Leoncinie. Z ciekawostek w roeadbooku dowiadujemy się, że w przysiółku Leoncina urodził się wielki pisarz i noblista – Isaak Bashevis Singer! Coś takiego! Kolejnym naszym przystankiem jest chyba nieco zapomniany, stojący na skarpie wiślanej pomnik Obelisk w Śladowie, upamiętniający bohaterską obronę polskiej piechoty i cywilów w 1939 roku w czasie Bitwy nad Bzurą. Następnie, kilka chwil późnej trafiamy na stary drewniany kościółek w Nowym Secyminie, niestety zamknięty. Udaje mi się znaleźć informację, że jest to kościół, dawny zbór mennonicki (luterański) p.w. Narodzenia NMP, budowany w 1923 r. Obecnie pełni rolę Sanktuarium Matki Bożej Radosnej Opiekunki Przyrody. Sic!
Ruszamy dalej, ale daleko nie ujeżdżamy, bo oto po drodze, w zupełnych chaszczach odkrywamy pozostałości starego cmentarza ewangelickiego w Piaskach Duchownych. Okazuje się, że to cmentarz osadników holenderskich, zwanych Olędrami sprowadzonych tu i osadzonych w 2 poł. XVIII wieku. Ciekawa historia! – do przeczytania na tablicy poniżej. A jeszcze niżej kilka płyt nagrobnych, które udało nam się zobaczyć w trawie i chwastach.
Po dłuższej chwili zadumy ruszamy dalej w drogę. Przed nami krajobrazy jak z bajki, nic tylko siedzieć i malować oraz przepiękny kościół – bazylika obronna św. Rocha w Brochowie. Pierwsza wzmianka o tej miejscowości i kościele pochodzi z 1113 roku!
Po obejrzeniu kościoła jedziemy dalej. Natura w pełnej krasie: jak okiem sięgnąć łąki, słynne mazowieckie wierzby, a nawet niespodzianka – natykamy się na taki oto tłuściutki krzaczek marihuany… Na konopię samosiejkę mi to nie wygląda 😉
Późnym popołudniem docieramy do ostatniego punktu wycieczki, czyli Żelazowej Woli. Miejsca urodzin fryderyka Chopina jaby ktoś nie wiedział. Bo kto to Chopin, to wiecie – prawda? 😉 Jesteśmy tu pierwszy raz od czasu rewitalizacji obiektu i jesteśmy absolutnie zachwyceni. Nie ma zbyt wielu turystów o tej porze więc możemy się cieszyć parkiem i odbyć romantyczny spacer bez zbytnich zakłóceń. Wszędzie poukrywane są głośniki skąd rozbrzmiewa muzyka sławnego kompozytora. Cudowne zakończenie Sierpniowej Włóczęgi!
The End
Epilog
Okazało się, że to jeszcze nie był koniec naszych przygód. Zmutowane truskawki giganty, jednookie Jezusy i niewidzialne latawce to pikuś. Wracając do domu udało nam się zobaczyć na polu… pawia albinosa. A nawet uwiecznić go na zdjęciu. W związku z powyższym, stanowczo dementujemy jakikolwiek związek pawia z tłustym krzaczkiem spotkanym parę godzin wcześniej.
Jak widzicie wyjazd za przysłowiową miedzę może być równie fajny jak dalsze wyprawy. Mazowsze jest piękne, ciekawe i można tu znaleźć mnóstwo interesujacych miejsc do odkrycia. Ciągle nas zaskakuje! Dziękujemy Ani i Kosie za fajnie wspólnie spędzony kolejny już wyjazd i opracowanie tak ciekawego roadbooka. Do zobaczenia na następnej trasie!
A jeśli jesteście ciekawi co jeszcze fajnego organizują Polskie Bezdroża, to zajrzyjcie do nich na stronę http://www.polskiebezdroza.pl/ i FB
Jak Wam się podobała taka wycieczka? Pewnie znacie też różne inne ciekawe miejsca na Mazowszu (ale nie tylko!)? Podzielcie się informacją w komentarzu, chętnie skorzystamy, a inni na pewno także!
Miłego dnia!
Lisia Kita i Wilk