Dzień dobry!
Pora na podsumowanie miesiąca!
Lipiec. Cały miesiąc spędziliśmy na nie ruszając się nigdzie dalej. Ja na działce, w naturze i pracując na ogródku, a Wilk w dalszym ciągu w domu wyciągając kota Dzyndzla z choroby. Raz wyskoczyliśmy pojechaliśmy na długi spacer nad Pilicę w okolicach Wyśmierzyc. Zapraszam! 🙂
Co się działo u nas w lipcu?
Lipiec w naturze, natura lipca
Im dłużej siedzę w naturze, tym lepiej się czuję. Spokój, cisza. Sanatorium pod chmurką – dosłownie 😉 Jestem całkowicie zaabsorbowana naturą i im dłużej w tym siedzę, tym bardziej synchronizują się moje wibracje z przyrodą dookoła. Kto wie o czym mówię, ten wie 😉 Wchodzę w to coraz głębiej. A im głębiej, tym mniej potrzebuję jakichkolwiek bodźców i kontaktów z zewnątrz. Nieprawdziwe potrzeby wysychają i odpadają jak łuski z cebuli.
Myślę, że chyba byłabym świetnym pustelnikiem 😀
W lipcu w moim ogródku opiekuję się: pomidorami, paprykami zwykłymi i chilli, bakłażanami, bobem, selerami, sałatą cykoriową, cebulą, fasolką szparagową, patisonami, dynią, ogórkiem, bazylią i niedawno wysianymi burakami i botwiną, marchewką, koperkiem, pietruszką i kolendrą. Oprócz tego obrodziły jagody i pojawiły się pierwsze grzyby.
Zbiory, siewy, podziwianie przyrody, która mnie codziennie zaskakuje. Ale i w lipcu walka z zarazą na pomidorach. Podobno wszędzie jest, podobno rok paskudny dla pomidorów, na przemian ulewy, chłodne noce, chłodne i ciepłe dni. To mam poligon doświadczalny, naukę, wyciągam wnioski. Mam nadzieję, że w przyszłym roku jeszcze będzie lepiej 🙂
Ogród uczy pokory i myślenia strategicznego.
5 tygodni walki o Dzyndzla
Podczas gdy ja zostałam opiekować się naszym kocim stadkiem, czyli trzema naszymi kotami domowymi i dwoma trzema kotami działkowymi (o tym w następnym akapicie) oraz ogrodem, Wilk cały lipiec spędził w domu w mieście opiekując się chorym Dzyndzlem (kot numer siedem) i wyciągając go z łap kostuchy. Pisałam już o tym w poprzednich Migawkach Miesiąca, więc jeśli nie znacie początku tej historii, to zapraszam -> tutaj. Uparliśmy się, żeby uratować temu sierściuchowi życie i mam nadzieję, że najgorsze minęło i wychodzimy na prostą. Trzymajcie kciuki!
Jestem też strasznie dumna z Wilka, że tak się poświęcił dla tego malucha, zwłaszcza, że to jego pierwszy pacjent, którego ogarnia zupełnie sam (a wiem, że na pewno też wolałby siedzieć ze mną na działce otoczony naturą, a nie w mieście – i to w lato). Wierzę też, że dobro wraca i to z minimum podwójną mocą. Dla mnie na pewno takie uczynki są dużo więcej warte, ważne, i lepiej świadczą o człowieku niż słowa, prezenty, kwiaty czy inne rzeczy. Love! <3
W tym miejscu oddaję głos do studia, czyli Wilkowi:
„Lipiec zdecydowanie upłynął mi pod znakiem walki o zdrowie Dzyndzla. W sumie 20 wizyt w przychodni weterynaryjnej, bywało, że i 2 razy na dobę, albo w nocy. Oprócz wizyt w klinice, czarny łobuziak wymagał też opieki w domu, podawania leków, dogadzania dobrym jedzeniem, aby go podtuczyć i podnieść mu odporność. Na dzień dzisiejszy Dzyndzel czuje się całkiem nieźle i gdy wpada w tryb zabawy, to może się bawić do upadłego, a to zawsze znak, że jest energia i jest dobrze! Uwielbia ganianie wszelkich piłek, wstążeczek. Kiedy się dobrze czuje łatwo to zauważyć, gdyż jest bardzo kontaktowy, lubi spędzać ze mną czas i gada do mnie w swoim języku świergoląc.
Aby zabić nudę siedzenia w Grodzisku oraz rozruszać trochę kości codziennie uprawiam chodzenie. Średnio 15-20 km dziennie. Na razie jestem zachwycony – co prawda po miesiącu trochę kończą mi się nieodwiedzane ścieżki, więc w przyszłym miesiącu zaczynam podróże pociągiem i powroty pieszo. Polecam każdemu tą formę ruchu, nie jest zbyt wymagająca, a świat z tej perspektywy jest mega wciągający!”
Tak, tak! Chodzenie na długie trasy jest zupełnie niedoceniane!
Rudy Irysek
Jak tylko Dzyndzel (który pojawił się znienacka jakby przeskoczył z innego wymiaru przez portal dla kotów) pojechał do Grodziska na domowy szpital, natychmiast u mnie pojawił się nowy kot. Znowu. Znikąd. Przysięgam – nie minęła nawet doba. Znowu teleportacja, bo nikt go wcześniej nie widział.
Oczywiście wystraszony i bojaźliwy, prawdopodobnie przeganiany lub bity, bo raz jak szybko machnęłam ręką do góry, żeby zabić komara na szyi, to uciekł pędem aż za płot. Drugi raz taka sama reakcja była jak wzięłam kij do ręki aby podwiązać pomidory. Oprócz tego kotek był potwornie wygłodniały, aż wklęśnięte boki były.
Kotka sąsiadka nazwała Iryskiem (od rudego futra, jak Irlandczyk :D), a ja przyklasnęłam bo teraz już jest przylepny i słodki jak cukierek irysek 🙂
Pracowałam z nim cały lipiec. Efekty behawioralne możecie zobaczyć na zdjęciach w kolażu 🙂 Teraz Irysek leci na zawołanie, sam chce na ręce (obchód ogrodu robi ze mną na rękach) i ciągle wywala się kołami do góry, żeby go miziać. Zrobił niesamowity progres. Oprócz miziania, oczywiście jedzenie jest ulubionym zajęciem Irysa. Cały czas się odzywa czkawką widmo głodu, więc Irysek dosłownie jedzenie pożera łykając w całości.
W międzyczasie mały został odrobaczony, wykastrowany u mnie na stole, ma zrobione testy Na Felv i Fiv – negatywne, a w najbliższych dniach czeka go pierwsze szczepienie. Być może, że będzie miał też nowy dom, ale na razie ciiii…, bo nie chcemy zapeszać! 😉
Spacer nad Pilicą koło Wyśmierzyc
Niech Was nie zmyli niewinne słowo spacer! To nie taki spacerek na godzinkę leniwym krokiem. Jak my z Wilkiem jedziemy na spacer, to minimum 10 – 15 km robimy 🙂
W zeszłym roku trzy razy oglądaliśmy Pilicę z poziomu kajaka, a w tym z brzegu. Bardzo lubię tę rzekę na tym odcinku. Jest dzika i zarośnięta, a przede wszystkim jest mało ludzi lub nie ma ich wcale. Tutaj też (tak jak ostatnio nad Wisłą) mnogość kwiatów na łąkach i dużo nowych gatunków łącznie z macierzanką, czyli tymiankiem.
Nie wiem jakim cudem, ale jakoś od tyłu wbiliśmy się na ogromne pastwisko dla koni i krów, które stały jak wryte patrząc jak dziarskim krokiem maszerujemy od strony rzeki do wyjścia z pastwiska 🙂 Jak przypuszczam ludzie zwykle przychodzili do nich od wejścia, więc im zrobiliśmy mały error w głowie 😀
♥
A co się działo w czerwcu?
To tyle podsumowania, a tymczasem…
zapraszam na:
• migawki w postaci fotokolażu początku wpisu
Miłego dnia i do przeczytania! Bądźcie zdrowi!
Lisia Kita
A jeśli podoba Ci się u nas na blogu to zostańmy w kontakcie!
• Zapisz się na newsletter, aby otrzymywać powiadomienia o nowym wpisie na email.
• Polub nasz fanpage i obserwuj na Instagramie – to dla nas sygnał, że dobrze Ci się czytało
• A jeśli tak było, to będzie nam super miło, jeśli zostawisz dwa słowa w komentarzu na dole. To nam daje ogromną motywację do pisania! A poza tym, chcemy Cię poznać, zamiast pisać do nie wiadomo kogo <3