Dzień dobry!
Pora na podsumowanie miesiąca!
Cały maj nadal spędziliśmy na wsi. Szczerze? To ja już nie mam ochoty w ogóle wracać do jakiegokolwiek miasta, nawet małego. Zawsze wiedziałam, że wolę na wsi i blisko natury, ale nigdy nie byłam tego bardziej pewna niż teraz. Nawet nie wiedziałam, że mogę być bardziej pewna. Odkąd żyję sobie blisko natury jestem – dosłownie – innym człowiekiem. Mam inne myśli, energię i potrzeby. Nawet z zaskoczeniem muszę przyznać, że życie na wsi chyba znacząco zminimalizowało mój głód podróżowania! Czyli wynikałoby z tego, że jakiś procent chęci podróżowania to jest po prostu pragnienie oderwania się od miasta, betonu, skumulowanych różnych energii.
Co się działo u nas w maju?
Permakulturowe początki ogródka
Wszystko zaczęło się od wydrukowanego fragmentu książki „Twój ogród w zgodzie z naturą: podręcznik naturalnego ogrodnictwa”, który jakiś czas temu dostałam od mojej znajomej o imieniu Kasia. To wszystko jej sprawka! ;D Dziękuję! 🙂 Przeczytałam otrzymany fragment tej książki i jestem nią zachwycona. Książka jest o wiele większa i wytropiłam, gdzie można ją pobrać za darmo w całości (screen). Po przeczytaniu dosłownie zachorowałam na działanie tu i teraz. Dodatkowo, cała historia z koronawirusem podarowała nam najważniejszą rzecz: czas – bo nigdzie nie wyjeżdżaliśmy. Podwyższane grządki z palet marzyły mi się od paru lat, ale dopiero teraz powstała idealna czasoprzestrzeń na działanie.
Postanowiliśmy zrobić pierwszą grządkę. Posialiśmy i posadziliśmy w niej pierwszych lokatorów: rzodkiewkę, sałatę, czerwoną cebulkę, papryczki chili i nagietek. Potem zrobiliśmy drugą. W niej zamieszkały: nagietek, roszponka, kolendra, cebula, cykoria liściowa i selery. A potem się rozbujaliśmy i powstały kolejne podwyższone grządki 😀 W trzeciej rośnie bób, bakłażany i papryki, w czwartej pomidory, w piątej ogórek, patison oraz dynie: hokkaido i piżmowa. Są jeszcze dwie mniejsze skrzynki na bieżące listki jak kolejna partia rzodkiewek, szpinak i bazylia. Oprócz tego pomidory mamy jeszcze w doniczkach – 23 krzaczki różnych odmian. Acha i jeszcze jarmuż mamy! Tylko na grządkach z kwiatami, więc bym o nim zapomniała. Testowo wysiałam też do donic fasolkę szparagową. Jest też ogródek ziołowy, ale on jest ze wcześniejszych lat.
Na razie nie zasadzam się na jakieś nie wiadomo jakie plony. Raczej traktuję to jako poligon doświadczalny i naukę na przyszłość. Uprawianie ogrodu to rozległa, wielopoziomowa wiedza i przede wszystkim uczy nieziemskiej pokory. Naprawdę – takiej, że Budda odpada 😀 Najważniejsza nauka uprawiania ogródka? Nie przywiązuj się do plonów swojej pracy 😀 Czasami Często jest tak, że chuchasz dmuchasz, pielęgnujesz od ziarenka całymi tygodniami, a potem przychodzi jedna nawałnica – jak u nas ostatnio – i wszystko bombarduje. Albo zimno w nocy. Albo jakaś choroba. Albo szkodniki. Albo – i to występuje najczęściej – COŚ się dzieje, ale nie masz pojęcia co, bo jesteś tak samo zielony jak te rośliny 🙂 Siedzę w tym od miesiąca, a już zdążyłam stoczyć Wielką Wojnę Mszycową, ratować przeziębione lub chore pomidory, straciłam część sałaty, którą coś zeżarło od dołu. I co możesz zrobić? Walczyć. A często NIC. Back to square one i zaczynasz od początku 😀 Z drugiej strony, jak coś już kiełkuje i rośnie, to jest to szalona satysfakcja…:) W tym miejscu wielkie podziękowania dla Lutka, od którego mam cztery pierwsze krzaczki pomidorów i który wspiera mnie radami, a ja mu suszę głowę o każdą duperelę. Dzięki! 🙂
Kupiłam sobie też fajną drewnianą (i co najważniejsze wygodną) pergolę z ławką, która stanęła przy ogródku (jest foto w kolażu). Mogę więc siedzieć i dosłownie patrzeć jak mi rośnie 😀 Zresztą właśnie stąd teraz piszę!
Jedno jest na ten moment pewne. Jeśli temat przeżyje do przyszłego sezonu, to zdecydowanie będę szła w większy areał upraw, a nie takie mini grządki. Jak masz pięć sałat i dwie coś zeżre, to dupa. Jak masz dwadzieścia i dwie coś zeżre, to już nieco lepiej 😉
Sianie i sadzenie to taka kropka nad i. Oprócz tego było: zbijanie i tworzenie grządek, tarcie ziemi na kracie (u nas sam piach, więc kupiliśmy od znajomego ze wsi lepszą ziemię – ciężką, wilgotną, ale pozbijaną w bryły), tracie końskiego obornika, mieszanie, pielenie. Zakwaterowywanie dżdżownic w grządkach. Robienie gnojówki z pokrzywy, podlewanie drożdżami, pryskanie tymiankiem. I tysiąc pińcet innych czynności.
W maju ogromną przyjemność sprawiało mi jeżdżenie o poranku na targi w okolicznych miejscowościach i wybieranie i kupowanie sadzonek. Na wsi kwitnie też oczywiście barter 🙂 Część ziemi dostaliśmy za browara i flaszkę, za nadmiarowe sadzonki bobu, chilli i patisona dostałam sadzonki sałaty, papryki, pomidorów, rukoli, tymianku cytrynowego i kwiatów na rabatę. Za karmę i żwirek dla kota wzięty od sąsiadki jak mi zabrakło, „zapłaciłam” kawałkiem rury. A aktualnie mogę chodzić do sąsiadki, która ma sałatową klęskę urodzaju i brać ile chcę świeżutkiej sałaty i rukoli prosto z grządki – i jeszcze mi dziękują 😀
Staram się, żeby moje działania były tak blisko permakultury jak tylko się da. Wszystko jak najbardziej naturalnie, eko i bez żadnych sztucznych syfów. Tony nauki jeszcze przede mną. No i fajnie! 🙂
Dwa wypady za miedzę
Lasy i bunkry koło Jedlińska
W maju jeszcze na początku, w czasie dość parszywej chłodnej i deszczowej aury wybraliśmy się z sąsiadką i jej psami na objazd okolicy przed siebie. Sprawdziliśmy odkryte w zeszłym sezonie śliczne jeziorko – niestety dość popularne wśród miejscowych. A w związku z tym ilość śmieci powala i przekracza wszelkie normy. Dosłownie człowiek się potyka o śmieci i nie jest to przenośnia! Co za smutek i bieda mentalna, takie ładne miejsce… by było :/ Obcinałabym paluchy, łapy i członki!!!
Włóczęga po okolicy i na każdym zakręcie głosowanie gdzie jedziemy dalej zaowocowało odkryciem! Trafiliśmy w okolice Jedlińska i okazało się, że w okolicznych lasach jest kupę poniemieckich bunkrów i innej infrastruktury. Dotarliśmy tylko do bunkra B11, bowiem zaczął lać już konkretny deszcz, było zimno, a i tak byliśmy już równie mokrzy co psy z tyłu auta 😉 Temat zostaje otwarty do eksploracji wszystkich bunkrów. Powiem tylko, że w bunkrze B11 ktoś zrobił sobie składowisko śmieci, leży tam kilkanaście worów. Lepiej! Odnalazłam informację, że temat był już zgłaszany, nawet jakaś gazeta o tym pisała. I co? Pstro.
Nad Wisłę w okolicach Kozienic
Innym razem i w zdecydowanie lepszą pogodę wybraliśmy się nad Wisłę w okolicach Kozienic. Przeprawiliśmy się promem w Świeże Górne – Antoniówka na drugi brzeg Wisły. Wtedy jeszcze trwała susza, więc w porównaniu do innych terenów całe koryto Wisły i pobocza wyglądały jak zielony raj. Cała okolica jest przepiękna. Wisła tworzy tam wiele rozlewisk, zakoli, wysepek, więc jest dziko. Materiału na kolejne wycieczki w bród! Obserwowaliśmy wydrę i ropuchę, Wilk polatał dronem, a ja oglądałam rośliny, gdyż u mnie na mazowieckich piachach nie doświadczy się takich gatunków jak na podmokłych nadwiślańskich terenach 🙂 Następnie postanowiliśmy pojechać do Maciejowic. To bardzo sympatyczne małe miasteczko z małym rynkiem, jest też Muzeum im. Tadeusza Kościuszki (zamknięte przez pandemię) i budynek dawnego szpitala z 1796 roku, do którego przywiodła nas skrzynka geocaching’owa. Znaleźliśmy skrzynkę, skarmiliśmy kota, zrobiliśmy obchód rynku i ruszyliśmy w drogę powrotną. Miejsce do dalszej eksploracji.
Nowe smaki – syrop z czeremchy i żółciak siarkowy
Nad Wisłą, gdy łaziłam po krzakach podczas gdy Wilk latał dronem, nagle poczułam oszałamiający zapach. Czym prędzej podążyłam w tym kierunku i nagle moim oczom ukazał się ogromny krzew, drzewo właściwie obklejone białymi, nieziemsko pachnącymi kwiatami. Od razu intuicja mi podpowiedziała, że to czeremcha. Na wszelki wypadek zapytałam jeszcze znajomej, która od razu dała mi przepis na syrop.
Zebrałam więc koszyk kwiatostanów i po powrocie do domu zrobiłam syrop. Co ja wam będę mówić – obłęd w ciapki i pycha! Jest niezwykle aromatyczny, o kwiatowym zapachu, zupełnie inny niż owocowe odpowiedniki. Nie mogę się doczekać jak przyjdą upały i będę robić z niego lemoniady! Postaram się niedługo wrzucić przepis na bloga – stay tuned! Takimi rzeczami zdecydowanie trzeba się dzielić 😀 W tym roku już po sprawie, ale zanotujcie sobie to w kalendarzu na przyszły rok.
Ciekawostka: Czeremchę nad Wisłą zebrałam na początku maja. Na początku czerwca okazało się, że mam też czeremchę u siebie na działce i w okół! 30 kilometrów odległości i miesięczna (sic!) różnica w terminie kwitnienia!
Kolejnym smakiem, który odkryliśmy w maju jest grzyb – żółciak siarkowy, który pojawia się mniej więcej w tym terminie. Rośnie on na drzewach i Wilk odkrył go na starym dębie za płotem. Zrobiliśmy próby i jesteśmy zachwyceni! Smażony smakuje świetnie, a smażony z cebulą jeszcze lepiej. Wilk robił też kotlety a’la mielone. Też były bardzo dobre, ale osobiście uważam, że w tym wydaniu trochę traci. Jedną z zalet tego grzyba jest konsystencja – elastyczna, włóknista i krucha jednocześnie. Bardzo fajnie się go gryzie 🙂 Porównuje się go zresztą z kurczakiem i faktycznie, usmażony do złudzenia go przypomina – zobaczcie na kolażu. Jako weganka bym powiedziała, że aż za bardzo 🙂 W każdym razie – od maja tego roku żółciak siarkowy wskakuje wysoko na listę rzeczy, które można znaleźć za darmo do jedzenia w naturze 🙂 Polecamy!
♥
To tyle podsumowania, a tymczasem…
zapraszam na:
• migawki w postaci fotokolażu początku wpisu
A co się działo w kwietniu?
Migawki Miesiąca: Kwiecień 04 / 2020 Koniec kwarantanny i życie na wsi
Miłego dnia i do przeczytania! Bądźcie zdrowi!
Lisia Kita
A jeśli podoba Ci się u nas na blogu to zostańmy w kontakcie!
• Zapisz się na newsletter, aby otrzymywać powiadomienia o nowym wpisie na email.
• Polub nasz fanpage i obserwuj na Instagramie – to dla nas sygnał, że dobrze Ci się czytało
• A jeśli tak było, to będzie nam super miło, jeśli zostawisz dwa słowa w komentarzu na dole. To nam daje ogromną motywację do pisania! A poza tym, chcemy Cię poznać, zamiast pisać do nie wiadomo kogo <3