DZIEŃ DOBRY!
Pora na podsumowanie listopada
Nie będę ukrywać – za listopadem w Polsce naprawdę nie przepadam (wyrażając się dyplomatycznie 😉 ).
Jest zimno, szaro i ponuro, świat przybiera wszystkie możliwe odcienie szarości. Na zewnątrz ciemno i można się udusić od smogu. Dzień Zmarłych i duchy osób, których już nie ma. Zanim zdążę się w danym dniu rozbujać do a’ la normalności to już zachodzi słońce i robi się naprawdę mrocznie. Jest dopiero 15:30, a już zapada ciemność…
W każdy listopad przekonuję się boleśnie, że zdecydowanie jestem dzieckiem słońca, ciepła, natury i przebywania w takiej aurze na zewnątrz. W listopadzie jest mi bardzo trudno się odnaleźć. Natura zamiera i przechodzi w tryb spoczynkowo – przetrwalnikowy i ja dokładnie czuję się tak samo.
Ale 15:30 to dopiero połowa dnia. A tu wypadałoby strząsnąć z siebie mrok, w ten sam sposób jak pies otrząsa się z wody i robić różne pożyteczne rzeczy! Tylko, że w listopadzie każde działanie to wysiłek, który wymaga ode mnie 300% zwyczajowej energii. A bateria wyczerpuje się bardzo szybko.
Nie wiem jak Wy, ale ja mam wręcz klaustrofobię od braku słońca i tego krótkiego dnia. Czasami, kiedy zaczyna się znowu ściemniać zaledwie po paru godzinach „dnia” (jeśli kilka godzin szarówy zasługuje na to miano) to naprawdę… Mam ochotę wybiec z domu i biec przed siebie, na południe. I zatrzymać się dopiero tam gdzie niebo jest niebieskie, a moją skórę dotykają promienie słońca.
Niektórzy umieją listopad oswoić ciastkami, czekoladą, ciepłym kocem, świeczkami i Netflixem. Ja też umiem, ale celebrowanie chwil pod kocem oswaja mój listopad na krótki moment. Zbyt krótki, by uznać tą metodę za znaczącą… Mój organizm zdecydowanie woli słońce, ciepło i świeże powietrze od świeczek i czekolady, więc (niestety) średnio daje się przekupić 😉
Dlatego, jeśli o mnie chodzi, to widzę, że decydowanie lepszym rozwiązaniem jest zniknięcie w listopadzie z Polski. Choćby na trochę, na tyle na ile się da. To właśnie zrobiliśmy w tym roku i polecieliśmy do Jordanii. Pamiętam też cudowny listopad w Portugalii sprzed 2 – 3 lat. Widzę, że moim przypadku podróż zdecydowanie robi robotę, a im dłuższa tym oczywiście lepiej 😉
W związku z powyższym, postanowiłam ustalić listopadowy wypad jako stały punkt programu w planowaniu rocznym. Czy się w 2019 uda to inna sprawa, ale będę do tego dążyć. Wolę wykorzystać takie mniej fajne dni w Polsce na zwiedzanie miejsc. Wolę w przyszłości wspominać sobie piękne listopadowe podróże i pamiętać te chwile jako coś super, pięknego i kolorowego, a nie próbę przetrwania w szarym świecie jak z gry Limbo (jeśli nie znacie tytułu i w związku z tym klimatu, to wpiszcie w Google grafika „gra limbo” 😉 ).
Zresztą! jest to przecież nr 1 z naszej listy fajnych rzeczy, które można robić jesienią 🙂
co się działo u nas w listopadzie?
Wyprowadzka z działki
Na początku miesiąca zjechałam z kilkumiesięcznego pobytu na działce.
Przed wyjazdem jeszcze udało nam się (dzięki nieocenionej pomocy Pani Moniki z Wetlandii) złapać i wykastrować najbardziej cwanego działkowego kocura i tym samym postawić kropkę nad i na temacie uporządkowywania kociego stadka. Koty dostały też nowe budy na zimę z cieplutkim polarkiem w środku. Teraz – oby do wiosny 🙂
Na początku miesiąca udało nam się jeszcze wyskoczyć na listopadowe spacery po lesie. W lesie (w przeciwieństwie do miasta) o każdej porze roku jest mi fajnie i dobrze, nawet w listopadzie.
Pojechaliśmy też na rowerowy wypad w poszukiwaniu małego stawu, który przypadkiem zauważyłam na google maps, a który znajduje się całkiem blisko naszej działki. Miejsce okazało się przepiękne i … niestety zaśmiecone przez ślady libacji. W lesie zresztą też natrafiliśmy na skupiska śmieci. Kiedy to się skończy?
A po powrocie… przepakowałam się i polecieliśmy do Jordanii.
Jordania!
Jordania jest zdecydowanie tym co zrobiło nam listopad 🙂 Byliśmy tam 10 dni, co mimo wszystko pozwoliło mi dość sprawnie uporać się z prawie, że płynnym przejściem do grudnia. Co prawda powrót był dość bolesny i całą resztę miesiąca próbowałam się po omacku odnaleźć w rzeczywistości 😉
Ale… za dziesięć dni wyjazd na kilka dni na Maltę, więc jest nowe światełko w tunelu! 😉
O Jordanii będziemy publikować osobne wpisy na blogu, więc nie będę się tutaj zbytnio rozpisywać. Na pewno spędziliśmy świetny czas i zdecydowanie było warto. Kilka rzeczy w Jordanii nas zaskoczyło, ale na pewno jesteśmy zachwyceni ludźmi i historią . Pod względem zabytków i historii Jordania jest dosłownie kopalnią niesamowitych miejscówek. Bardzo obawiałam się, że np. Petra mnie rozczaruje (co czasami się zdarza przy bardzo słynnych miejscach), ale na szczęście stało się wręcz przeciwnie – poczułam magię i niesamowitość tego miejsca każdą komórką skóry i jest to miejsce, które wskoczyło na top 3 najlepszych miejsc, jakie widziałam w życiu. Myślę, że chciałabym tam wrócić i powłóczyć się po tych górach dłużej i bardziej na luzie…
raport: #52newthingschallenge
W wyzwaniu #52newthingschallenge skupiamy się na tym aby dokumentować nowe doznania i sięgać po nowe.
63/2018: Jordania – Zamki pustynne
64/2018: Jordania – Kąpiel w Morzu Martwym
65/2018: Jordania – Petra
66/2018: Jordania – Pustynia Wadi Rum
67/2018: Jordania – zobaczenie i sfotografowanie kolejnego kolibra – Nektarnika palestyńskiego
68/2018:Świeżo wyciskany sok z granatów
Sok z granatów już piłam, ale świeżo wyciskany to zdecydowanie inna bajka!
To tyle podsumowania miesiąca, a tymczasem…
zapraszam na:
- migawki w postaci fotokolażu poczatku wpisu (aby powiększyć kolaż i obejrzeć zdjęcia w powiększeniu, kliknij prawym przyciskiem myszy i „otwórz grafikę w nowym oknie” oraz powiększ kliknięciem),
- Instagram oraz FB,
- a poniżej Migawki, które pojawiły się w zeszłym miesiącu:
co się działo w październiku?
A jak Wam minął ostatni miesiąc? Co fajnego zrobiliście / poznaliście / usłyszeliście / spróbowaliście lub jakieś inne “liście”? Dajcie znać komentarzach na dole!
MIŁEGO DNIA I DO PRZECZYTANIA! LISIA KITA
A jeśli podoba Ci się u nas na blogu to zostańmy w kontakcie!
- Zapisz się na newsletter, aby otrzymywać powiadomienia o nowym wpisie na email.
- Polub nasz fanpage i obserwuj na Instagramie – to dla nas sygnał, że dobrze Ci się czytało
- A jeśli tak było, to będzie nam super miło, jeśli zostawisz dwa słowa w komentarzu na dole. To nam daje ogromną motywację do pisania! A poza tym, chcemy Cię poznać, zamiast pisać do nie wiadomo kogo <3